Rozmowa z Leszkiem Millerem, premierem RP, który osiemnaście lat temu, 1 maja 2004 roku, wprowadził Polskę do Unii Europejskiej

Mieszko I wprowadził Polan w struktury Europy Zachodniej. Leszek Miller 1038 lat później, po okresach prosperit i upadków naszej wspólnoty narodowej i państwowej, potwierdził tamten wybór, wprowadzając Polaków do Unii Europejskiej. W tym roku stuknie nam przysłowiowa osiemnastka w zjednoczonej Europie. Jak Pan Premier ocenia naszą pełnoletniość w Unii?

Wstępując do Unii Europejskiej, rozpoczęliśmy marsz ku ogromnemu postępowi cywilizacyjnemu. I teraz – po osiemnastu latach – należy powiedzieć, że on się dokonał nie tylko na już wcześniej wyznaczonych etapach, lecz wciąż się dokonuje na tych etapach wymarzonych na przyszłość. Odwołam się do tego, co widzimy: autostrady – te istniejące i te, które są w planach i już powstają – zrewitalizowane miejscowości, możliwość kształcenia się naszych młodych obywateli w programie Erasmus, unowocześnienie rolnictwa, które widać w eksporcie budzącym duże uznanie na świecie. Długo można by było wymieniać. Unia Europejska to nowa jakość – lepsza jakość. Te osiemnaście lat nie zostało zmarnowane. Chociaż zawsze można powiedzieć, że mogło być lepiej. Zgadzam się. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że weszliśmy na dobrą drogę i korzystamy z tego nie tylko my – ja, Pan, dorośli czytelnicy tych słów – ale też rosnące nowe pokolenie obywateli naszego kraju. Po prostu jako społeczeństwo dołączyliśmy do elitarnego klubu zamożnej części ludzkiej cywilizacji. Już jesteśmy tam, gdzie wielu chciałoby być.

Zawsze, słuchając egzaltowanych słów na temat skoku cywilizacyjnego, osiągniętego dzięki członkostwu w Unii Europejskiej, myślę o Polsce powojennej – o ziemi, która została doszczętnie zbombardowana, ograbiona, wyeksploatowana, naznaczona traumą zastrzyków z fenolu, wstrzykiwanych w serca dzieci, o śmierci w komorach gazowych, niewolniczej pracy „u Bauera”, deptaniu polskiej flagi, zakazie edukacji powyżej tabliczki mnożenia do stu, ośmieszaniu polskiej historii, masowych rozstrzeliwaniach zwykłych ludzi na ulicach miast, którzy wyszli do pracy i już nie wrócili do domu, spalonych wsiach z trupami leżącymi obok studni, szydzeniu ze wszystkiego, co polskie – o tym wszystkim myślę, gdy myślę o postępie, jakiego dokonała Polska Ludowa.

To prawda. Ale nie ma sensu porównywać roku 1945 z rokiem 1989. Dlaczego? Bo to zupełnie inne rzeczywistości. Po 1945 roku mieliśmy do czynienia z krajem zrujnowanym. Po 1989 roku natomiast z krajem zacofanym. Jest różnica?

Jest.

Po 1945 roku potrzebowaliśmy wskrzeszenia, reanimacji, odbudowy. Po roku 1989 potrzebowaliśmy reform. Tego się nie da mierzyć jedną miarą. W 1945 roku wskrzeszaliśmy kraj w zmienionych granicach i według pomysłu tzw. wielkiej trójki – Roosevelta, Churchilla, Stalina – zaś w roku 1989 podjęliśmy suwerenną decyzję Polek i Polaków, rozpoczętą obradami przy Okrągłym Stole. Głębokość przemian w tych epokach jest porównywalna, ale punkt startu był zupełnie różny.

II RP przestała istnieć w przeciągu miesiąca.

Upadła w rezultacie przegranej wojny.

Jest przyczyna, jest skutek…

Po zamachu majowym w 1926 roku ukształtował się w Polsce system autorytarny, któremu przewodził Józef Piłsudski. Nota bene – świadomie lub nieświadomie – zmierza ku temu dzisiejszy autokrata, Jarosław Kaczyński. Trudno powiedzieć, jak by się losy naszego kraju potoczyły, gdyby nie wydarzyła się wojna w 1939 roku – wojna, w której Polska, taka Polska, jaką była, poniosła klęskę. Polska z roku 1945 powstała nagle – na warunkach podyktowanych przez wspomnianą wcześniej wielką trójkę. Zaś rok 1989 rozpatrywałbym w kategoriach ewolucyjnych – jako coś, do czego wszyscy dążyli i co w końcu trzeba było jakoś przeprowadzić. I owo „jakoś” odbyło się przy Okrągłym Stole.

Kim by Pan dzisiaj był, gdyby komuna się nie poddała przeobrażeniom Okrągłego Stołu? Gdyby go w ogóle nie było i gdyby cały czas w naszym kraju wiodącą rolę sprawowała PZPR, a Pana koleżanki i koledzy byli wciąż towarzyszkami i towarzyszami, zaś ulice miałyby za patronów Lenina, Marchlewskiego, Dzierżyńskiego?

Nie wiem. Być może nadal bym pracował jako elektryk w zakładach przemysłu lniarskiego.

Nie, nie byłby Pan robotnikiem. W 1989 roku, kiedy przy dźwiękach Międzynarodówki, stojąc na baczność, towarzyszki i towarzysze oddali cześć wyprowadzanemu partyjnemu sztandarowi, Pan już nie był robotnikiem, lecz członkiem głównego kierownictwa Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Dzisiaj, gdyby nie to wszystko, co się stało, dzięki swojej charyzmie byłby Pan pierwszym sekretarzem. Tak obstawiam.

Nie umiem rozmawiać o tym, czego nie było. A tym bardziej oceniać to, czego nie było, co się nie stało. Przy sprzyjających dla Pana wiatrach mógłby Pan być królem i bym się teraz zwracał do Pana „wasza wysokość”. Proponuję jednak zejść na ziemię. Mówiąc o sobie, czuję się władny mówić tylko o tym, co było, a nie o tym, „co by było gdyby”. Nie mam żadnej wiedzy na temat tego, co się nie stało, natomiast posiadam wiedzę na temat tego, co się wydarzyło – i tę wiedzę mogę poddawać analizie.

(…)

Więcej w czasopiśmie „Świat Elit” nr 2/2022

Rozmawiał Paweł Lickiewicz

Foto: Podpisanie umowy offsetowej na zakup samolotów wielozadaniowych F-16 w Dęblinie, Świat Elit

Magazyn „Świat Elit” w wersji elektronicznej (PDF) kupisz TUTAJ