Wywiad z Markiem Dyduchem posłem Lewicy, byłym wiceministrem skarbu i sekretarzem generalnym SLD.

Do parlamentu IX kadencji wróciła lewica – SLD, Wiosna i partia Razem stworzyły koalicję i wprowadziły do Sejmu 49 posłów. Jest Pan jednym z nich. Dlaczego podjął Pan decyzję o powrocie do wielkiej polityki?

Kandydowałem do Sejmu 8 lat temu, ale wówczas zabrakło mi około 300 głosów. 4 lata temu zdobyłem mandat, ale Zjednoczona Lewica nie przekroczyła progu wyborczego. Podczas ostatnich wyborów i lewica, weszła do parlamentu, i ja zostałem posłem. Poselstwo nie było jednak moim super celem, uważam, że gdy ktoś uprawia politykę i pełni ważne funkcje, może więcej zrobić. „Działaj i jak masz możliwości, zrób więcej” – to motto mojego politycznego życia. Dodam, że polityką zaraził mnie dziadek, przedwojenny pepeesowiec, który godzinami opowiadał mi o polityce. Aż stała się ona moją pasją.

Jakie zmiany zaszły w Sejmie podczas Pana w nim obecności?

Ogromne. Budynki te same, ale ludzie inni. Zupełnie inny jest także styl, w jakim funkcjonuje parlament. Między poszczególnymi ugrupowaniami, a głównie między koalicją rządzącą a opozycją, są tak ogromne bariery, że praktycznie nie ma dialogu. Parlament powinien być miejscem dialogu, możemy się różnić, ale szukajmy wspólnych odniesień. Fatalnie jest prowadzony proces legislacyjny. Za moich czasów w ciągu czterech lat przyjmowaliśmy ponad 3 tysiące projektów ustaw. Oznaczało to permanentną cotygodniową pracę. Projekt ustawy procedowany był co najmniej przez kilka miesięcy. Obecnie dzieje się tak, że w środę posłowie otrzymują projekt, który zmienia kilkanaście innych ustaw, a w piątek ustawa jest głosowana. Na przykład ustawa o afrykańskim pomorze świń zmieniała kilkanaście ustaw, m.in. wprowadzała możliwość strzelania do dzików przez policję i straż graniczną, a została uchwalona bez głębszej analizy i konsultacji społecznych z fachowcami. Gdy poprzednio byłem posłem, 99 procent projektów ustaw wychodziło z rządu, dziś 98 procent ustaw przygotowują posłowie, którzy nie mają ku temu instrumentów, współpracują z rządem, ale jakość tej pracy pozostawia wiele do życzenia. Uważają się oni za dobrych fachowców, ale posiłkując się wiedzą z internetu. Wypowiadają się na temat uchwalonych ustaw, nie wiedząc, jakie skutki prawne one niosą. Prawo, jakie ten Sejm przyjmuje, jest kiepskiej jakości. Za kilka lat czeka nas prawny chaos. Kolejną zmianą, jaką zauważam w Sejmie IX kadencji jest inwigilacja posłów przez… posłów, którzy wszystko i wszędzie nagrywają, a także fotografują, np. tych, którzy idą na sejmową mównicę.

Przed wyborami mówił Pan o tym, że należy podjąć dialog nas kształtem lewicy i szukać polskiej racji stanu. Czy dziś jest już jedna lewica?

Cieszę się, że ten dialog nie toczy się podczas kampanii wyborczej, bo wówczas byłyby kłótnie o miejsca na listach wyborczych. Teraz mamy całą kadencję, aby się dotrzeć. Obecnie wizytówką lewicy jest nasz klub w parlamencie, który jest miejscem na takie dotarcie. Na początku kadencji starły się dwa nurty: starzy posłowie z bagażem doświadczeń z poprzednich kadencji oraz młodzi, którzy dopiero weszli do Sejmu, ale mieli własny program, który – jak twierdzili – trzeba realizować. Te nurty się już wymieszały i sądzę, że z tej mąki będzie chleb. Możemy mieć inne spojrzenie na wiele spraw, ale musimy poszukiwać wspólnych odniesień. Póki co, dochodzenie do jedności jest na dobrej drodze. Pewnym problemem jest trzech liderów, nie wiadomo jeszcze, kto z tej trójki zostanie tym jednym, ale muszą się oni porozumieć.

(…)

Więcej w wydaniu drukowanym czasopisma Świat Elit 2/2020 (141)

Rozmawiała Małgorzata Saliw

Magazyn „Świat Elit” od nr 1/2022 dostępny jest także w wersji PDF