Paweł Łatuszka,

Dzisiaj mija rok, gdy wjechałem na terytorium Polski na zaproszenie polskiego rządu, pana premiera. Nigdy nie mogłem sobie wyobrazić, że będę w takiej sytuacji, w której jestem, ale nie żałuję ani chwili. Rozmowa z byłym ambasadorem Białorusi w Polsce Pawłem Łatuszką.


W lipcu podczas imprezy wzorowanej na białoruskich akcjach podwórkowych deklamował Pan swoje wiersze. Jakiego typu wiersze Pan pisze?

Piszę wiersze, ale to nie znaczy, że jestem poetą. Na pewno są związane z przeżyciami, które miałem, i z trwającą do tej pory przedwyborczą sytuacją na Białorusi. Zacząłem pisać po obejrzeniu filmu, który został zrealizowany na Białorusi, o białoruskim twórcy, poecie nr jeden – Janku Kupale. Pierwszy swój wiersz napisałem w Sopocie, kiedy byłem ambasadorem. Ten i inne wiersze napisałem przed 9 sierpnia 2020 roku przed wydarzeniem sierpniowym na Białorusi.


Są to wiersze bardziej polityczne czy może pisze Pan też o miłości?

W Sopocie to było o miłości, teraz nie. Teraz raczej wiersze pokazują ból, przez który przechodzi Białoruś, naród białoruski – jak walczy o swoją godność, o swoją suwerenność, że jest w bardzo trudnej sytuacji. Stał niedawno przed wyborem między demokracją a trwaniem w dyktaturze. A demokracja oznacza większe możliwości rozwoju języka białoruskiego i kultury narodowej. Oczywiście dla mnie są to sprawy bardzo ważne jako dla byłego ministra kultury.

W Usnarzu Górnym koczuje grupa migrantów. Mówi się, że tak naprawdę to, co dzieje się przy granicy, jest elementem wojny hybrydowej. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z wojną hybrydową?

Na pewno jest to wojna hybrydowa, bo ta sytuacja wygenerowała kryzys dla sąsiada z użyciem innych, niewojskowych środków. To są ludzie, którzy są wykorzystywani, żeby stworzyć na terytorium drugiego kraju konflikty i zagrożenia, bo tak naprawdę taki jest cel. I to, co robi Łukaszenka, można określić jako wojna hybrydowa, ale też nie można wykluczyć rozwoju takiej sytuacji, że będzie gotów użyć broni palnej na granicy i zorganizować przerzucenie większej grupy migrantów. Strzelanie może być później pretekstem ku temu, żeby na terytorium Białorusi zostały rosyjskie bazy wojskowe. Czy jest to zagrożenie dla Unii? No na pewno tak, przede wszystkim dla Polski, Litwy i Ukrainy.

Czy Pan na bazie własnego doświadczenia wprowadziłby Pan tam stan wyjątkowy?

Przyczyniłem się do otwarcia przejścia na Kanale Augustowskim, do podpisania porozumienia międzyrządowego o jego rekonstrukcję i zawsze starałem się, żeby granica była jak najbardziej otwarta, żeby powstawało więcej przejść, żeby ludzie swobodnie się przemieszczali. Wprowadzenie nadzwyczajnej sytuacji na granicy oczywiście będzie ograniczało kontakty międzyludzkie. To nigdy nie jest dla żadnego kraju, żadnego człowieka dobrym rozwiązaniem, ale często jest to sytuacja nie do uniknięcia. Jeżeli taka decyzja zostanie podjęta, to będzie ona wymuszona przez władze białoruskie.

Ale czy stan wyjątkowy tutaj coś zmieni? Czy pomoże w walce z reżimem Łukaszenki?

Jeżeli patrzeć z punktu widzenia zagrożeń potencjalnych, to tak. O tych zagrożeniach raczej rząd i stosowne organa wiedzą. Analizują je i na tej podstawie wnioskują o podjęcie takich czy innych decyzji. Nie myślę, że trzeba patrzeć na to z punktu widzenia tylko i wyłącznie, czy to w czymś pomoże, czy nie. Na pewno komuś utrudni życie, to jest jasne i zrozumiałe. My nie wiemy, jakie zagrożenie widzi rząd Polski, odpowiednie organa czy polskie służby i z jakiego powodu podejmują określone inicjatywy.

Dlaczego przeszedł Pan na stronę opozycji?

Ja nie przeszedłem na stronę opozycji. Łukaszenka kiedyś zapytał: Uważa pan, że Niaklajeu jest wspaniałym poetą? Odpowiedziałem, że tak, chociaż on go nienawidził. Niaklajeu powiedział mi w ubiegłym roku: Witam pana w gronie opozycji białoruskiej. Ja odpowiedziałem wtedy publicznie w obecności tysięcy ludzi: Dziękuję za ciepłe słowo, które pan do mnie skierował, ale nie zgodzę się tylko z jednym. Nie przeszedłem na stronę opozycji. Jestem po stronie narodu. Na pewno są takie momenty decydujące, kiedy nie można się już z czymś pogodzić. Widziałem, jak nad Mińskiem nocami unosiło się światło – to dlatego, że na ludzi rzucano granaty. Ludzie płakali. Ja też miałem łzy w oczach. Zadzwoniłem do swoich przyjaciół o 6 rano i zapytałem: Co robicie? Odpowiedzieli: Patrzymy. To był koszmar. Moje sumienie sformułowało pytanie: Czy ja – minister kultury, dyplomata, dyrektor nr jeden Teatru Narodowego Białorusi, człowiek o humanitarnych poglądach – mam się z tym zgodzić? Mam milczeć? Nie, nie mogę.

Spotkał się Pan z groźbami w swoim kierunku?

Łukaszenka powiedział, że jeżeli ja go zdradzę, to udusi mnie własnymi rękoma. Proponowano mi deal, żebym ja zaprzestał krytykować Łukaszenkę, a w zamian oni zagwarantują mi bezpieczeństwo. Ja odmówiłem, ale tego samego dnia zadzwoniłem do niego i zapytałem: co mam robić, czy mam szansę zostać w kraju? Powiedział, że mam dwa wyjścia: do więzienia z terytorium ambasady lub za granicę. Już właśnie mija rok, jak wjechałam na terytorium Polski na zaproszenie polskiego rządu.

Cieszę się bardzo, że jest Pan właśnie u nas. Czy Pan i Pana znajomi czujecie się w Polsce bezpiecznie?

Z tym jest różnie. Przez telefon, mailem – różni ludzie wysyłają mi różne wiadomości faktycznie codziennie. Ale oczywiście mam nadzieję, że państwo przyjmujące postara się, żeby zapewnić mi bezpieczeństwo.

Jak Pan widzi przyszłość swojej ojczyzny za rok, w kolejnych latach?

Tylko jako kraj demokratyczny. Nie można sobie wyobrazić, żeby w XXI stuleciu w środku Europy istniała taka drastyczna dyktatura, gdzie są gwałcone prawa człowieka, a sam człowiek i jego opinia nic nie znaczą. Ludzie nadal są aktywni, zaczęli znów wieczorami stawać w oknach i krzyczeć. Walczą, nie godzą się z tym. My zaczęliśmy przygotowywać się do strajku. To jest trudna sprawa, ale nie mamy wyboru i pracujemy nad planem, który w decydującym momencie powinien zadziałać ku temu, żeby zmienić sytuację na Białorusi. Na arenie międzynarodowej też spróbujemy doprowadzić do tego, żeby reżim Łukaszenki uznano za terrorystyczny.

Ile Pana zdaniem musi upłynąć czasu, żeby było dobrze?

Trudno na to pytanie odpowiedzieć. To może być jutro, może być za rok. Działania wszystkich sił demokratycznych powinny być skoordynowane i musi nastąpić aktywna współpraca ze społeczeństwem. Może to być po prostu trigger, który wybuchnie w jakimś decydującym momencie.

Demonstracje na Białorusi są już zbyt niebezpieczne…

Odczuwałem zagrożenie w Mińsku każdego dnia. Najbezpieczniej czułem się podczas wiecu, wśród ludzi, kiedy idą ich dziesiątki, setki tysięcy. Wiec się kończył i znów robiło się niebezpiecznie.

Co wobec tego Polacy i polskie media mogą zrobić dla Białorusinów?

Zwracam się do wszystkich mediów polskich: w więzieniu jest około 40 waszych kolegów, dostali wyroki karne. Niech polscy dziennikarze zaczną pisać listy do swoich kolegów dziennikarzy. Od Polski oczekujemy – zresztą nie tylko od Polski, bo i od Litwy, Niemiec i Czech – żeby zadziałała jurysdykcja narodowa i by zostały zakończone sprawy kryminalne, bo ONZ daje taką możliwość, ale żaden z krajów jeszcze nie rozpoczął tej procedury.

Trudne są losy każdego człowieka. Dzisiaj mija rok, gdy wjechałem na terytorium Polski na zaproszenie polskiego rządu, pana premiera. Nigdy nie mogłem sobie wyobrazić, że będę w takiej sytuacji, w której jestem, ale nie żałuję ani chwili, że podjąłem taką decyzję, bo walka o prawdę i sprawiedliwość jest najważniejsza.


Dziękuję bardzo za rozmowę. ■


Rozmawiała: Paulina Dzierbicka

Fot. archiwum prywatne Pawła Łatuszko

Wywiad dla magazynu „Świat Elit” numer 3/2021

Magazyn „Świat Elit” od nr 1/2022 dostępny jest w wersji PDF TUTAJ