Rozmowa z Maciejem Maleńczukiem, polskim wokalistą, gitarzystą rockowym, poetą – jednym z najbardziej kontrowersyjnych polskich artystów
Dziś jest Pan rozpoznawalnym muzykiem, ale wróćmy do czasów grania na ulicy. Jak wspomina Pan swoje początki?
W Krakowie byłem już wtedy dosyć rozpoznawalną osobą. Gdy zdecydowałem się wyjść na ulicę, byłem już po odsiedzeniu wyroku za odmowę służby wojskowej. Ta moja odmowa na dzień dobry uczyniła mnie sławnym. Co prawda lokalnie, ale gdy wyszedłem z więzienia, to wszyscy wiedzieli, kto to jest Maleńczuk. Prace, które podejmowałem po wyjściu z kryminału, nie dawały mi ani satysfakcji, ani zbytnio pieniędzy. W pewnym momencie zdecydowałem, że pójdę i to zrobię. Pamiętam, że siedziałem ze swoją ówczesną dziewczyną i jej matką przy stole, powiedziałem im, że chyba pójdę grać do przejścia podziemnego. Jej matka wtedy zapytała: jak to do przejścia podziemnego? Córka jej odpowiedziała, że to zespół się tak nazywa. Wtedy to była hańba, iść grać na ulicę to był upadek. To robili tylko Cyganie. Dla mnie tak nie było. Ja byłem zafascynowany bluesem, Ameryką, gdzie uliczne granie było na porządku dziennym. Wziąłem gitarę i poszedłem. Było to w 1982 roku, stan wojenny wciąż trwał, ale ludzie chodzili, chodziła też policja z karabinami na plecach. Pierwszego dnia zarobiłem 300 zł i 1 $. Dolar był wtedy za tysiąc, więc w sumie 1300 zł. Gdy zobaczyłem, że mam dolca, to przestałem grać po pół godzinie. Moja mama zarabiała wtedy 5 tys. zł miesięcznie, ja zarobiłem 1300 zł w ciągu 30 minut. Moje wyjście na ulicę wzbudziło duże zainteresowanie. Kolejnego dnia poszedłem i też zarobiłem. Czasami 500 osób stało, powodowałem zatory na ulicach. Tak to wyglądało przez 8 lat, później jeszcze przez 2 lata sporadycznie wychodziłem, kiedy mi brakowało pieniędzy, więc około 10 lat grywałem na ulicy.
Powiedział Pan, że wtedy była to hańba, a dzisiaj jest to coś, czego Pan się wstydzi?
Dzisiaj nie. Z tego, co wiem, zespół Maneskin też zaczynał na ulicy, a zrobił światową karierę. Ja nie wygrałem konkursu młodych talentów, nigdy niczego nie wygrałem. Musiałem po prostu zacząć od samego spodu i zacząłem od samego spodu, a kto tak zaczyna, ten ląduje na samym szczycie. Jeśli ktoś zaczyna od samego dołu, to znaczy, że nic go nie zatrzyma. Skoro wyszedł z metra, to już może piąć się tylko w górę, i w moim przypadku też tak było. Co prawda minęły lata, zanim ten mój szczyt osiągnąłem, ale uważam, że dzisiaj jestem na szczycie świata.
(…)
Więcej w czasopiśmie „Świat Elit” nr 4/2022
Rozmawiała Paulina Dzierbicka
fot: materiały prywatne Macieja Maleńczuk
Magazyn „Świat Elit” w wersji elektronicznej (PDF) kupisz TUTAJ