Rozmowa z Konstantym Ciciszwilim, reżyserem teatralnym i filmowym oraz scenarzystą, a także artystą plastykiem.

Spotykamy się w Pana warszawskiej galerii. W Polsce mieszka Pan już ponad 50 lat i znany jest tutaj przede wszystkim jako twórca teatralny: reżyser, scenarzysta i scenograf, ale przez całe życie zajmuje się Pan też unikatową sztuką, płaskorzeźbą w metalu. Jaki jest wyrażany przez Pana w sztuce obraz świata?

Opowiem taką małą historyjkę, bardzo prywatną, i zacznę od świętej pamięci Jurka Gruzy. Nie pamiętam dokładnej daty, czy byliśmy w nowym SPATiF-ie, czy tutaj w Argo, ale był taki moment, że zostaliśmy sami. Zamieniliśmy kilka słów. I spytałem go, gdzie my jesteśmy, a on jak zawsze ze swoim poczuciem humoru: w kropce. Popatrzyłem na niego. Uśmiechał się, ja też się uśmiechnąłem i mówię: Jeden Żyd przyszedł do rabina i mówi: rabinie jak to było z Adamem i Ewą, ona dała mu jabłko i kiedy zgrzeszyli, w strachu przed gniewem Bożym ukryli się gdzieś w zaroślach. A potem Bóg zawołał: Gdzie jesteś, Adamie? Jak to? Bóg pyta „Adamie, gdzie ty jesteś”? Przecież on wszystko wie, wszystko zna i wszystko widzi. On nie szukał Adama, on wiedział, gdzie on się fizycznie znajduje. Gdzie jesteś, Adamie, w swoim życiu? To miał na myśli i tego każdemu człowiekowi życzę, żeby był świadom tego, gdzie w danym momencie jest, i by potrafił patrzeć na świat i na sztukę, mając w głowie tę świadomość.

A gdzie Pan teraz jest?

Między niebem a ziemią, nie wiem, jak wysoko, i nie wiem, jak nisko. Moja świadomość jest taka, że każda sztuka, czy to aktorstwo, czy reżyseria, czy muzyka, czy rzeźba, czy pantomima, czy malarstwo, jest fizyką. Wiem, mówienie o fizyce może każdego przestraszyć, nikt nie lubi fizyki. Ja sam nie lubiłem tego przedmiotu, chociaż jakoś dawałem sobie radę, czyli coś tam rozumiałem. Całe moje doświadczenie życiowe wyrażane w sztuce potwierdziło jedną rzecz, którą po raz pierwszy odkryłem 30 lat temu, albo i wcześniej, że wszystko jest związane z fizyką, i to z fizyką kwantową. Nie trzeba się tego bać, bo to jest najprostsza i najbardziej naturalna rzecz. Potwierdzenie tego znalazłem później w słowach Maxa Plancka. Planck powiedział: Jako człowiek, który poświęcił całe swoje życie na najbardziej zdroworozsądkową naukę – studia nad atomem, mogę was zapewnić, jako rezultat moich badań, że w istocie… nie ma czegoś takiego jak materia. Materia w takim sensie, w jakim ją postrzegamy, wywodzi się i istnieje jedynie dzięki sile, która wprawia cząstki w drgania i trzyma ten malutki układ słoneczny w całości. Musimy przyjąć, że za tą siłą kryje się inteligentny i świadomy umysł. Ten umysł jest macierzą całej materii i całego wszechświata.

Czyli słowa fizyków kwantowych potwierdzają Pana doświadczenie?

Nie tylko spostrzeżenia fizyków kwantowych potwierdzają moje doświadczenie. Znalazłem je również w starych hinduskich księgach z 3000 lat przed naszą erą. Tam także opisana jest, choć innymi słowami, fizyka kwantowa.

Czy coś szczególnego się stało te 40 lat temu, że właśnie wtedy zaczął Pan dostrzegać, iż wszystko jest fizyką kwantową, nawet sztuka?

Tak, stało się to przy pracy nad płaskorzeźbą. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego moi przodkowie, Gruzini, tworzyli płaskorzeźbę przy pomocy rogów, a nie metalowego dłuta. Długo myślałem i doszedłem do wniosku, że przy użyciu kości rogu nie trzeba ogromnej siły, tworzy się bowiem nie tylko energia, ale powstają także wibracje cząstek, które ten metal wypychają, dzięki którym materiał łatwiej się poddaje. I tu właśnie dotykamy fizyki kwantowej.

A czy tak samo, jak ważne jest zastosowanie rogu do metalu, istotne są motywy i symbole, które Pan wybiera?

Symbole są elementem pobudzającym do myślenia, wzbudzają emocje, oddziałują na podświadomość. A starożytność i cała jej spuścizna w szczególny sposób do mnie przemawiają. Kiedy napotykam na jakiś znak czy element tamtej kultury, w sposób samoistny dostaję impuls do pracy, tak jakby to oddziaływało na moją wyobraźnię poprzez wibrację, jaką do mnie przynosi. Wtedy u mnie powstaje cały obraz.

Mówi Pan o przepływie wibracji, by zobaczyć całość, stworzyć obraz czy rzeźbę. To chyba wymaga bardzo wzmożonej koncentracji i uważności?

To jest podstawa, to tak jak aktor, który musi zobaczyć całą sylwetkę osoby, którą gra, i dopasować wszystko do tej osobowości. Jeżeli tego nie robi, to zagra niedobrze, fałszywie. Trzeba w to wejść, nawet tak się mówi: wejść w rolę, to jest ta zdolność zobaczenia. To zależy tylko od nas. Ktoś może powiedzieć: ja tak nie umiem. Ale każdy to potrafi, człowiek może wiele. Jest takie stare zdanie mędrców: „Ten jest najsilniejszy na tym świecie, który zwycięża samego siebie”. Za każdym razem trzeba samego siebie zwyciężać i wtedy jest się tym, który jest na właściwym miejscu. Mówimy oczywiście o profesji, jaką się wykonuje. Tak to jest.

Za każdym razem, kiedy przystępuje Pan do procesu twórczego, musi Pan, jak rozumiem, siebie zwyciężać?

Kiedyś tak było, teraz już nie zwyciężam. Teraz wybieram tylko to, co chcę, z tego, co widzę. To nie jest tak, że ja to widzę, bo ja to wymyślam, żaden człowiek sam niczego nie wymyśla. Człowiek wszystko dostaje zaszyfrowane, mamy mózg, który jest odbiornikiem i nadajnikiem, wszystko dostajemy. Wszystko jest powiązane. Mówi się współcześnie wiele o mózgu, prowadzi się badania. Kolorowe zdjęcie mózgu wykonane podczas prostego myślenia, prostego dodawania, obejrzane w powiększeniu można porównać ze zdjęciem na przykład jakiejś galaktyki. Mózg wygląda zupełnie jak część tego wszechświata. Fizyka kwantowa pokazuje prostotę budowy całego wszechświata – wszystko się odbija we wszystkim, my jesteśmy tym małym organizmem, a ten nasz mały organizm jest taki, jaki jest wszechświat. Wykonujemy te same role wobec wszechświata, jakie wykonują nasze komórki w naszym organizmie. Jesteśmy niczym innym, jak komórkami całego świata.

A sztuka zbliża do rozumienia tego?

Oczywiście, ja jednak muszę tu zastrzec jedną rzecz, że to, co ja mówię, komuś może się spodobać, komuś nie, ktoś powie: bzdury gada. Ale nie wolno nikogo osądzić, jeżeli samemu się tego nie przeżyło. Jeśli tak, wtedy osąd może być sprawiedliwy. Nasze możliwości odczuwania i rozumienia, czyli wiązania informacji, zależą od naszego mózgu, czyli odbiornika, nadajnika i przetwornika. I nikt nie powinien obrażać się na nikogo. Jeden dostaje mniej informacji, drugi więcej. Jeśli ktoś szuka, używa inteligencji, rozszyfrowuje, to to już jest myśl, wibracja – i ona idzie dalej.

Tylko że umysł ludzki, intelekt przede wszystkim, ma taką tendencję do porządkowania i szufladkowania, a przez to do rozdzielania. I tego, co pierwotnie jest jednym, kategoryzujący intelekt nie pozwala zobaczyć. To dzielenie na szufladki jest samoistnym zamykaniem siebie. Ograniczaniem, a nie otwieraniem. Nie możesz widzieć tylko drzewa, nie widząc lasu. Jesteśmy organizmem, przez który nieustannie przepływa energia. Perpetuum mobile. Nie można jej ograniczać. Nasz organizm może być zdrowy i dobrze funkcjonować i nagle coś się z nim zaczyna dziać niedobrego. Komórki dają znać, że coś jest nie tak. Tak samo jest, kiedy na przykład tysiące osób robi coś złego i wtedy ta ogromna siła, energia wymyka się spod kontroli. Zaczyna się choroba. Bardzo lubię te słowa, które przypisuje się Einsteinowi: Wszystko jest energią. Wszystko. Dostrój się do częstotliwości tego, czego pragniesz, a w nieunikniony sposób stanie się to rzeczywistością. Nie może być inaczej. To nie filozofia, to fizyka. Filozofia to robienie wody z mózgu.

Nie lubi Pan filozofii?

Nie lubię, zaciemnia obraz rzeczywistości. Ja patrzę na to zupełnie innym okiem i to już mam od lat studenckich. Słyszymy na przykład, że ludzie robili cuda, że byli święci i tak dalej, ale jak powiedział Aleander Lloyd: To, co w przeszłości nazywaliśmy mistycznym, to w większości przypadków sytuacje, w których ktoś nauczył się wykorzystywać naturalne mechanizmy fizyki kwantowej w określonym celu. I to jest prawda, sam tego doznałem, i tak się zaczęło.

rozmawiała Justyna Smoleń-Starowieyska

fot. Fot. Jacek Żmichowski

Wywiad czasopisma Świat Elit 1/2021 (142)