Iren Kamińska-Radomska

Jaką Polacy mają wiedzę z zakresu savoir-vivre’u, czy dobrze wypadamy na tle innych narodowości, jak wychowywać dzieci we współczesnym świecie, o tych i wielu innych zagadnieniach – rozmawiamy z wykładowczynią, trenerką biznesu, ekspertką od etykiety i mentorką w programie „Projekt Lady” dr Ireną Kamińską-Radomską

Co sprawiło, że pojawił się u Pani pomysł, by związać swoje życie z promowaniem etykiety wśród Polaków i nie tylko?

Rzeczywiście moi główni odbiorcy to rodacy, ale prowadzę także w niewielkim wymiarze szkolenia dla osób reprezentujących inne narodowości. Licencja, jaką uzyskałam, dotyczy tak naprawdę całego świata, więc nie ma tutaj ograniczeń terytorialnych. Jeżeli zaś chodzi o pomysł, to nie był on do końca mój, ale mojego męża. Wcześniej przez lata pracowałam jako trener biznesu i w pewnym momencie ktoś zachował się wobec mnie nie fair. Przyznam, że bardzo mnie to dotknęło. Do dzisiaj mam przed oczami scenę, kiedy jechaliśmy samochodem, padał deszcz i ja też byłam zapłakana. Wtedy właśnie mój mąż, który zawsze mnie wspiera i ma mnóstwo pomysłów, podsunął mi etykietę jako kierunek mojego późniejszego rozwoju. Spodobało mi się to i od razu zaczęłam planować, co zrobię, gdzie pojadę, by zdobyć więcej umiejętności w tym zakresie. Najpierw zastanawiałam się nad Wielką Brytanią, ale okazało się, że tam nie było uczelni, która pozwoliłaby mi potem samej prowadzić zajęcia, dlatego zdecydowałam się na jedną z amerykańskich szkół, w której wykładał szef protokołu dyplomatycznego Białego Domu.

Jednak zanim zostałam wykładowcą, miałam już dużo wcześniej styczność z tą dziedziną. Zaraz po studiach, a uzyskałam stopień magistra już w wieku 23 lat, pracowałam w szkole jako nauczycielka. Postanowiłam, że lekcje wychowawcze wykorzystam na przekazywanie mojej klasie wiedzy w zakresie etykiety. Korzystałam z książki ABC dobrego wychowania i na jej podstawie przygotowywałamćwiczenia dla uczniów, a oni bardzo chętnie brali udział w różnych scenkach. Jednocześnie prowadziłam zajęcia z wizerunku. Uczyłam młode dziewczyny, żeby nie nosiły zbyt dużo ozdób, w imię zasady, którą usłyszałam również potem w Waszyngtonie: less is more, czyli im mniej tym lepiej. Chłopcom zwracałam uwagę, że noszenie białych skarpetek do czarnych butów nie jest zbyt dobrym wyborem itd. Pracowaliśmy nad różnymi elementami grzeczności i widziałam tego efekty. Miałam naprawdę fantastyczną klasę.

Czy w dzieciństwie była Pani grzeczną i dobrze wychowaną dziewczynką, czy raczej przekornym dzieckiem?

Podzieliłabym to na etapy. Jako małe dziecko i potem w szkole podstawowej byłam bardzo grzeczna, natomiast jako nastolatka zdecydowanie przechodziłam okres buntu. Gdy sobie przypomnę moje zachowanie wobec matki, to wolałabym to wymazać z pamięci, bo po prostu jest mi wstyd. Natomiast zawsze byłam pilna, odpowiedzialna, pracowita i ambitna. Niezależnie od wieku dużo się uczyłam, to było dla mnie bardzo ważne.

Mówi się, że we współczesnym świecie rodzice przywiązują zbyt małą wagę do dobrego wychowania dzieci. Zgadza się Pani z tą opinią?

To, że teraz rodzice nie skupiają się na wychowaniu dzieci na tyle, na ile powinni, w dużej mierze wynika z permanentnego braku czasu. Zwykle zarówno mama, jak i tata pracują, późno wracają do domu. Dodatkowo nieodłącznym element życia stał się smartfon. Rodzice często nie zabierają telefonów swoim dzieciom, bo sami nie potrafią z nich zrezygnować, więc nie są dobrym przykładem. Czasami też chcą po prostu odpocząć, a kiedy dziecko siedzi w Internecie, mają spokój, który – jak się zwykle okazuje – jest tylko pozorny. Dużo o tym piszę w mojej najnowszej książce. Poświęciłam ją właśnie wychowaniu dzieci i młodzieży. Nie są to jednak zasady savoir-vivre’u, ale próba pokazania, jak sobie radzić z problemami współczesności, z mediami społecznościowymi, Internetem… Jaki powinien być nasz stosunek do tych zagadnień, by osiągnąć zamierzony efekt. Poruszam również wiele innych kwestii, opieram się na doświadczeniach Janusza Korczaka, rozwijam jego myśli. Wspominam także o Rousseau i amerykańskiej zasadzie bezstresowego wychowywania dzieci w latach 60. Jego zastraszające rezultaty spowodowały, że bardzo szybko zrezygnowano z tej formy, nazywanej obecnie anty-wychowaniem. U nas występują szczątkowe elementy takiego podejścia, ale psycholodzy na podstawie badań twierdzą, że jest to coś bardzo złego. Wbrew pozorom dzieci nie czują się wcale lepiej, gdy brakuje zasad i wszystko im wolno. Muszą znać granice, w których mogą się poruszać, i to jest rola rodziców, żeby je pokazać, najlepiej poprzez własny przykład. Niestety, znacznie częściej jesteśmy krytyczni wobec czyichś zachowań, oczekujemy kultury osobistej od innych, nie zauważając swojego niewłaściwego postępowania.

Jak Pani ocenia obecny poziom wiedzy Polaków na temat etykiety i jej stosowania w codziennym życiu, pracy, szkole itd.?

Gdy ktoś potrzebuje pomocy, to faktycznie wtedy Polacy są cudowni. Obserwujemy to teraz, patrząc na sytuację w naszym kraju w związku z wojną na Ukrainie. Jesteśmy zmobilizowani, empatyczni, myślimy o innych. Natomiast w życiu codziennym brakuje nam tego. Często nie przywiązujemy wagi do pewnych spraw. Ostatnio byłam z wnukiem w restauracji, gdzie spędziliśmy około godziny. Podczas tego czasu sporo ludzi wchodziło i wychodziło, ale zaledwie jedna kobieta i dwaj mężczyźni cichutko zamknęli drzwi. Pozostali nie zważali na to i po prostu je puszczali w wyniku czego tworzyła się nieszczelność powodująca chłód wewnątrz. Tylko ta trójka zadbała również o to, by powiedzieć „dziękuję” i „do widzenia”. Zresztą oni byli bardzo elegancko ubrani, widać było spójność pomiędzy wyglądem a zachowaniem.

Czy Pani zdaniem dobrze wypadamy w kwestii savoir vivre’u na tle innych narodowości?

Myślę, że podobnie. Generalnie, niezależnie od pochodzenia, widzę obniżenie poziomu dobrego wychowania, i to jest zatrważające. Znacznie trudniej żyje się w takim świecie. Oczywiście są miejsca, w których jeden element zachowania szwankuje, a w pozostałych jakiś inny. Wiadomo, co kraj to obyczaj. Np. Chińczycy plują na każdym kroku, nawet w samolotach, czyszczą gardłoi odchrząkują. Dla kogoś, kto nie miał z nimi wcześniej styczności, może to okazać się bardzo nieprzyjemne, wręcz szokujące. Bywają narody, które są wyniosłe i nie bardzo lubią te pozostałe. Nie chciałabym ich teraz wymieniać, ale mimo że w sensie deklaratywnym przedstawiają się jako wyjątkowo liberalne, w bezpośrednim kontakcie okazuje się, że wcale takie nie są.

Uczyła się Pani od ekspertów w dziedzinie etykiety w The Protocol School of Washington. Miło wspomina Pani tamten czas?

Tak, chłonęłam każdą sekundę zajęć, dostałam specjalne materiały w tej dziedzinie, które obejmowały wszystko od „a” do „zet”. Miałam też możliwość kontaktowania się z wykładowcami po ukończeniu szkoły. Dlatego wspominam ją bardzo dobrze, chociaż pamiętam także jakieś drobne wpadki, co świadczy o tym, że nie ma ludzi doskonałych. Niestety, założycielka pani Dorothea Johnson już nie prowadzi wykładów i oddała nauczanie w inne ręce. Miałam okazję zobaczyć kilka instruktażowych filmików i byłam zdegustowana. To jest zupełnie inna szkoła niż ta, do której ja uczęszczałam.

Po powrocie postanowiła Pani założyć The Protocol School of Poland. Łatwo było przekonać Polaków, że potrzebują kursów w tej dziedzinie?

Na początku było to trudne zadanie. Miałam nawet zajęcia z marketingu, jak zachęcić do tego typu kursów. Przecież nie mogłam wejść do firmy i powiedzieć: niestety, brakuje państwu manier, więc potrzebują państwo mojej pomocy. To jest bardzo niezręczne, ale wiedziałam, jak zainteresować firmy na tyle umiejętnie, by nikogo nie urazić. Mimo starań zajęło mi kilka miesięcy, zanim sprzedałam pierwsze szkolenie. Przyznam, że momentami zaczynałam się już załamywać, ponieważ wszystkie pieniądze zainwestowałam w swoją edukację. Byłam jednak przekonana, że poziom mojej oferty jest na tyle wysoki, że jeżeli ktoś zdecyduje się kupić chociaż jeden dzień, to na pewno będzie kontynuował naukę. I tak też się stało. Wprawdzie pierwsze szkolenie sprzedałam po kosztach, ale klienci byli na tyle zadowoleni, że współpracowałam z nimi kilkanaście lat.

(…)

Więcej w czasopiśmie „Świat Elit” nr 2/2022

rozmawiała Marta Ewa Wróblewska
Fot. archiwum własne I. Kamińskiej-Radomskiej

Magazyn „Świat Elit” w wersji elektronicznej (PDF) kupisz TUTAJ