O domu pełnym muzyki, inspirujących spotkaniach, śpiewaniu swoimi słowami i poszukiwaniu siebie między nutami rozmawiamy z Natalią Kukulską

Wychowywałaś się w domu pełnym muzyki. Mama, Anna Jantar – piosenkarka, tata, Jarosław Kukulski – kompozytor. Czy kiedykolwiek miałaś wątpliwości, jaką pójdziesz drogą, czy było to tak naturalne, że taki pomysł nigdy nie pojawił się w Twojej głowie?

Rzeczywiście to było naturalne, także przez to, że śpiewałam jako dziecko. Sama namówiłam tatę, żeby napisał dla mnie piosenkę, co on eksperymentalnie uczynił. Potem przemieniło się to w większą dziecięcą przygodę. Wtedy zasmakowałam w muzyce, co sprawiło, że teraz jestem tu, gdzie jestem. Okazało się, że w dzieciństwie dotknęłam swojej pasji i mimo że przez dłuższy czas nie śpiewałam, miałam w głowie przekonanie, że kiedyś do tego wrócę. I tak się stało. Po prostu kocham muzykę i jest ona moim sposobem na życie.

Myślisz, że przez to, iż Twoje dzieci również wychowują się w muzycznym domu, ich przyszłość będzie wyglądała podobnie?

Nie zawsze jest taka kolej rzeczy. Dzieci niekoniecznie idą tą samą ścieżką co rodzice. Po pierwsze nie zawsze dziedziczą talent. Po drugie mogą mieć jakieś inne predyspozycje lub ochotę na eksplorację w jakichś innych przestrzeniach. U mnie okazało się, że syn na pewno będzie się zajmował muzyką profesjonalnie. Natomiast starsza córka, mimo że chodzi do szkoły muzycznej, mówi, że to raczej nie jest jej kierunek. Mają różne podejście, chociaż są w takim wieku, że jeszcze wszystko może się zmienić. Najmłodsza też wykazuje talent, ale jest za mała, by cokolwiek prorokować.

Gdyby prześledzić Twoje płyty, począwszy od pierwszej „Światło”, a skończywszy na obecnej „Czułe struny”, z muzyką Chopina, to trzeba przyznać, że są dość różnorodne. Czy wynika to z wielu inspiracji muzycznych, współpracy z różnymi muzykami, producentami, a może z ewolucji Ciebie?

Uważam, że moja droga muzyczna to rodzaj ewolucji, nie postrzegam jej jako poszukiwania swojego stylu tylko chęć smakowania nowego, ale w zgodzie ze sobą. Nie ma tu przecież skoku na bangee, typu heavy metal. Dla mnie każda płyta to inne podejście, szukanie w sobie nowych pokładów twórczych, spotkania z różnymi artystami, którzy inspirują mnie do czegoś odkrywczego. Odkrycia w sobie tego, czego wcześniej nie dostrzegałam, bycia lepszą wersją samej siebie albo przynajmniej inną. To wszystko dzieje się we mnie, w ramach mojej wrażliwości. Nigdy do niczego się nie zmuszam, nie jestem aktorką piosenki, szukam nowych pokładów w sobie. Wydaje mi się, że mogę tu znaleźć wiele różnych kolorów, które chciałabym wydobyć. To mnie mobilizuje i kręci. Nawet aranżacje znanych już moich piosenek zmieniam raz na jakiś czas, bo chciałabym wychodzić na scenę z czymś świeżym. Uciekam przed rutyną i stawiam sobie wyzwania, żeby czuć, że się rozwijam. To jest główny mój cel.

Czy najnowszy album „Czułe struny” był właśnie takim wyzwaniem? Śpiewanie utworów Fryderyka Chopina jest czymś niecodziennym. Jak przyszedł Ci do głowy taki pomysł?

Tak, mój ostatni album „Czułe struny” jest jednym z największych moich wyzwań pod każdym względem: artystycznym, wokalnym i logistycznym. Nagrałam go z orkiestrą symfoniczną Sinfonia Varsovia. Jest to płyta bez precedensu, ponieważ czerpiemy z twórczości wielkiego kompozytora – Fryderyka Chopina. Wybierałam tematy, które nadają się do interpretacji głosem, ale musiałam je śpiewać w sposób inny niż dotychczas, bardziej linearny, od którego dawno się odzwyczaiłam. Oczywiście pojawiały się już wcześniej przeróżne interpretacje jego utworów, ale album z tak bogatymi aranżacjami i warstwą tekstową jeszcze nie powstał. Sporo czasu mi zajęło, by odważyć się nagrać tę płytę. Długo się do niej przygotowywałam. Chociaż pomysł pojawił się już dawno, a zainspirowało mnie do tego wydarzenie sprzed 10 lat, kiedy obchodziliśmy Rok Chopinowski. Zaproszono mnie wtedy jako wokalistkę do jazzowego projektu, który zawierał interpretacje utworów mistrza. Sama byłam zaskoczona tą propozycją, ale ten incydent koncertowy zaostrzył mój apetyt na więcej. Ponieważ to pomnikowa postać, to oczywiście miałam obawy, czy dotykać tej muzyki, ale w końcu muzyka to tylko połączenie dźwięków i wyrażanie emocji, najważniejsze, by cały czas żyła.

Wspomniałaś, że przy każdej płycie współpracujesz z innymi muzykami. Czy któreś z tych spotkań miało dla Ciebie szczególne znaczenie?

Każda płyta to jest otwarcie nowych drzwi. Niezależnie, czy realizuję ją wyłącznie z mężem, jak album „Comix”, czy współpracuję z takimi producentami jak Bartek Królik i Marek Piotrowski, tworząc „Sexi Flexi”, zawsze daje mi to dużo radości i inspiracji. Nie zapomnę mojej współpracy z Wojtkiem Olszakiem przy powstawaniu płyty „Puls”, która okazała się dużym komercyjnym sukcesem. Dzięki niemu poznałam wielu wspaniałych muzyków i zmieniło się moje życie artystyczne.

Wszystkie spotkania były dla mnie ważne. Po drodze było ich wiele, nie tylko przy tworzeniu albumów, ale także podczas koncertów. Obecnie współpracuję ze świetnymi muzykami, którzy mają otwartą głowę i bliskie mojemu podejście do muzyki. Nikt z nas nie lubi odcinać kuponów. Wolimy się więcej napracować, ale mieć satysfakcję. Duże znaczenie miały też dla mnie duety, czyli spotkania z innymi wokalistami. Chyba najbardziej trzęsły mi się nogi, gdy śpiewałam z Jose Carrerasem. Przerastało mnie to emocjonalnie, choć Jose nie dał mi odczuć, że jestem z innego muzycznego świata. Muzyka łączy.

Kiedy podczas koncertów wykonujesz utwory, to odczuwasz różnicę w swoim nastawieniu i w odbiorze pomiędzy tymi napisanymi przez Ciebie, a stworzonymi przez innych autorów i kompozytorów? Ma to dla Ciebie znaczenie?

Tak, ma to dla mnie znaczenie. Jeżeli chodzi o warstwę muzyczną, to zazwyczaj są to moje współkompozycje z innymi muzykami. Zazwyczaj odpowiadam za melodię, więc jest ona dla mnie naturalna, a akordy tworzy muzyk, z którym komponuję. Jeśli zaś chodzi o tekst, to jest to dla mnie ważne, by śpiewać swoimi słowami. Sprawia mi wielką satysfakcję, gdy publiczność zna moje teksty i śpiewa je ze mną. Widzowie utożsamiają się z moimi myślami i przeżywają je na swój sposób. Mam wtedy poczucie, jakbym trochę weszła w ich życie i zostawiła tam swój ślad.

Dlaczego wzięłaś udział jako trenerka w programie „The Voice of Poland”? Raczej stronisz od tego typu programów. To coś zupełnie innego niż tworzenie muzyki.

Rzeczywiście broniłam się trochę przed braniem udziału w talent show jako juror. W „The Voice of Poland” jesteśmy trenerami, więc jest to inny rodzaj współpracy, i to mnie przekonało. Zawsze wspieram młode talenty. Uwielbiam czerpać energię od młodych, zdolnych, kreatywnych ludzi. To jest wielka przyjemność. Wiadomo, że program to jest jakaś konwencja i jako osoba niezależna też chciałam się z tym zmierzyć. Na pewno była to rozwijająca przygoda i ciekawe doświadczenie.

Podczas tegorocznego jubileuszu Anny Jantar w Opolu nie zdecydowałaś się zaśpiewać piosenek mamy. Dlaczego? 

Nie śpiewam jej piosenek już od dawna. Zamknęłam ten rozdział. Są sporadyczne okazje. Oddałam hołd mojej mamie już wielokrotnie. Wybrałam drogę tworzenia swojej muzyki. Gdybym co chwila robiła wyjątek, to byłabym niewolnikiem tych propozycji. Nie mogłabym być niezależna, a chcę, bo czuję potrzebę własnej wypowiedzi. 

Zdecydowałaś się jednak zaznaczyć swoją obecność w tym koncercie w inny, zaskakujący sposób. Przeprowadzasz wywiad ze swoją mamą, wcielając się w nią, masz w tym wywiadzie podwójną rolę. Czy to był Twój pomysł? 

Tak, to był mój pomysł. Reżyserowi i organizatorom zależało, żebym pojawiła się w tym koncercie, a ponieważ, jak wspominałam, nie chciałam śpiewać ani prowadzić tradycyjnej konferansjerki, pomyślałam, że zrobię coś, co z zamysłu jest kontrowersyjne. Niektórzy się bardzo wzruszyli, dla innych to było dziwne. Dla mnie stało się wyjątkowe. Wolę, żeby coś było kontrowersyjne niż nijakie. Scena to też jest trochę teatr, fikcja. Wyobraziłam sobie rozmowę mojej mamy ze mną i wcieliłam się w jej rolę. Mówiłam jej słowami, które ona kiedyś powiedziała w różnych wywiadach. Zrobiłam coś, co nigdy nie będzie mi dane, zadałam jej pytania i starałam się z nią rozmawiać jako córka i wokalistka. Pytałam o refleksje związane z muzyką, z pracą, ze sceną.

Czy była to trudna rozmowa pod względem emocjonalnym? 

Nagranie było wymagające aktorsko, ale muszę przyznać, że było to dla mnie też przeżycie metafizyczne.

Ostatnio świat za sprawą COVID-19 zatrzymał się, ucierpiało przez to wiele branż, jedną z nich była artystyczna. Jak to wpłynęło na Twoje plany? 

Mnie ten okres paradoksalnie posłużył do tego, by skończyć pracę nad albumem i przygotować jego wydanie. Miałam już nagrane wszystkie ścieżki instrumentów. Leszek Kamiński, który miksował utwory, miał więcej czasu i przestrzeni, by się tym zająć. Uwagi wymienialiśmy e-mailowo. Dzięki temu mogliśmy dopieścić wszystko, jak trzeba. 

Jestem też osobą, która zawsze ma coś do zrobienia. Mam tony zaległości domowych, więc traktowałam ten okres jako darowany czas dla siebie. Chociaż oczywiście wolałabym mieć poczucie bezpieczeństwa i sama wybierać moment, kiedy się zatrzymać, a nie, żeby było mi to narzucone, jeszcze w połączeniu z zagrożeniem.

Wielu artystów ubolewało nad tym, że nie mogą spotykać się z publicznością, czas pandemii ograniczył koncerty. Jak to wygląda u Ciebie?

Niestety, promocja albumu „Czułe struny” odbyła się bez najważniejszych wydarzeń, czyli koncertów. Występowałam w tym roku dosłownie kilka razy w ramach projektów „Cohen i kobiety” i „Wodecki Twist Festiwal”, gdzie śpiewałam z głosem Zbyszka. To dla mnie wyjątkowa sentymentalna podróż, ponieważ mam wielki szacunek do tego artysty i bardzo ciepło go wspominam. Udało nam się również powtórzyć wymyślony przeze mnie koncert „Życia mała garść”, poświęcony moim rodzicom. Wystąpiło tam wielu wspaniałych wykonawców.

Największym jednak wyzwaniem był koncert z utworami Chopina w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. Zagraliśmy go przy pustej sali dzięki programowi Narodowego Centrum Kultury „Kultura w sieci”. To było ogromne przedsięwzięcie, orkiestrą dyrygowało pięciu aranżerów, a ja pierwszy raz zmierzyłam się z tym materiałem w formie koncertu. Mój muzyczny Mount Everest można obejrzeć i posłuchać w Internecie. Czekam na moment, kiedy będzie mogła do nas dołączyć publiczność.

rozmawiała Marta Ewa Wróblewska

Fot. Dominik Malik

Wywiad czasopisma Świat Elit 1/2021 (142)