Michał Czernecki

Michał Czernecki – uznany aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Absolwent krakowskiej PWST. Zadebiutował główną rolą w znanej ekranizacji „Hamleta” Łukasza Barczyka u boku m.in. Janusza Gajosa i Zbigniewa Zapasiewicza. Grał u Krystiana Lupy, Andrzeja Wajdy, Mai Kleczewskiej, Ondreja Spišaka, Tadeusza Słobodzianka. Zachwycił rolą Lewego w filmie „Wojna polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego. Jest współtwórcą poruszającej książki „Wybrałem życie”. Ostatnio zagrał Pawła Witkowskiego w serialu „Skazana”. Gościnnie występuje w programach kabaretowych i współpracuje z kabaretem Paranienormalni.


Co popularny aktor Michał Czernecki powiedziałby dziś małemu Michałkowi? Jakich rad by udzielił? Przed czym przestrzegał?

Jestem daleki od dawania rad komukolwiek. Patrzyłbym na owego Michasia z wiarą w niego i nadzieją, że ostatecznie wszystko dobrze mu się ułoży. Moje życie jest przykładem na to, że przy sporym wysiłku własnym i odrobinie szczęścia może się poukładać po nawet największych zawirowaniach. Jeśli jesteśmy w zgodzie ze swoim sercem, jeśli jesteśmy z sobą pogodzeni, zharmonizowani i nie działamy wbrew własnej intuicji, to już jest dobry punkt wyjścia. Nie miałbym dla małego siebie rad, tak samo jak staram się nie radzić i nie wymądrzać przy moich dzieciach. Moi synowie kiedyś na Dzień Ojca napisali mi na kartce, że kochają mnie, bo dzielę się z nimi swoimi historiami. To dla nich mogę zrobić. Czy to wystarczy? Nie wiem, czas pokaże. Myślę, że Franek i Piotrek są na tyle mądrymi ludźmi, że sami potrafią myśleć samodzielnie i wyciągać wnioski z moich i z własnych doświadczeń.


A Pan kiedy poczuł, że chce być aktorem?

(śmiech) Ja się do dziś zastanawiam, czy aby na pewno chcę nim być. Tak naprawdę to moja polonistka z liceum zasugerowała mi tę drogę. Ja z teatrem nie miałem wcześniej nic wspólnego. Wydaje mi się, że wręcz teatru nie lubiłem i chyba nie rozumiałem. W technikum byliśmy na zorganizowanym dla szkół przedpołudniowym spektaklu. Pamiętam, że był to Pan Tadeusz w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Przez wiele lat żywiłem przekonanie, że ten spektakl powstał tylko po to, by jak największą rzeszę ludzi na jak najdłuższy czas zniechęcić do teatru. Może nie było to intencją twórców, ale tak sobie pomyślałem. Inna rzecz, że uczniowie też zachowywali się na wydarzeniu po prostu skandalicznie. Nie chciałbym mieć takiej widowni u siebie na spektaklu. Podsumowując: nie chciałem mieć z teatrem nic wspólnego. Wyszło jednak inaczej…

Co teraz myśli Pan o zawodzie aktora?

Teraz myślę, że to po prostu mój zawód. Tak jak Pani zawodem jest to, że Pani siedzi teraz ze mną i rozmawia, tak moim jest aktorstwo. Czyli stwarzanie iluzji za pieniądze.

A skąd w Pana życiu wziął się kabaret?

(śmiech) Bardzo lubię ludzi rozbawiać i sam lubię być rozbawiany. Myślę sobie, że rzeczywistość, która nas otacza, szczególnie teraz w tych niełatwych czasach, jest dość ponura i potrzeba spojrzenia na nią w krzywym zwierciadle. Śmiech niesie ze sobą zbawienny dystans do świata i do nas samych. W żartach jest bardzo wiele prawdy o ludziach, o relacjach, o mechanizmach, którymi rządzi się nasz świat. Sądzę, że ludzie, którzy nie pozwalają innym się śmiać z siebie i sami tego nigdy nie robią, to indywidua potencjalnie bardzo niebezpieczne. Mnie najbardziej bawią sprawy obyczajowe, rzadziej satyra polityczna, choć ona na pewno też jest potrzebna. Może nawet niezbędna. Wiem, że nie każdy lubi kabarety, ale chyba trudno jest znaleźć kogoś, kto by się nie zaśmiał choć raz z tego, co piszą i wykonują na scenie na przykład Robert Górski czy choćby Kabaret Młodych Panów albo Kabaret Skeczów Męczących. Kabaret, komedia, satyra i śmiech samych z siebie gwarantuje nam dystans do siebie i do absurdów naszego świata, które na poważnie są czasem przecież nie do udźwignięcia.

Dlaczego do ścisłej współpracy z kabaretem wybrał Pan akurat Paranienormalnych? Znaliście się wcześniej?

W moim życiu nie ma przypadków. Spotkaliśmy się jeszcze, gdy Paranienormalni występowali w pełnym składzie, czyli z Igorem Kwiatkowskim na imprezie firmowej, którą prowadziłem jako konferansjer. Powiedziałem im, że oglądam ich występy i bawią mnie one do łez. Oni, że oglądali mnie w Wojnie polsko-ruskiej i też są sympatykami mojego rzemiosła. Rozmawialiśmy jak starzy znajomi i dużo się śmialiśmy podczas tego w sumie krótkiego spotkania. Michał Paszczyk z Paranienormalnych zadzwonił do mnie po kilku latach i zaproponował wspólny występ. Byłem wtedy przekonany, że ta oferta jest wynikiem naszej rozmowy w Łodzi, a okazało się, że nie. Michał pamiętał mnie z jeszcze wcześniejszego spotkania, o którym ja z kolei zapomniałem. A opowiadałem wtedy w jego obecności historię mojej mamy i naszego samochodu, który prowadziła nieco wbrew swej woli, nie mając uprawnień, ale też umiejętności. Sytuacja była z gatunku straszno-śmiesznych. Bardziej jednak śmiesznych w sumie. Michał zapamiętał to moje opowiadanie i dlatego postanowił zaproponować mi współpracę, do której doszło. Zrobiliśmy razem sporo udanych i zabawnych rzeczy. Ale przede wszystkim wiele się od chłopaków nauczyłem. W dużej mierze to dzięki przygodzie z Paranienormalnymi umiem dziś jako aktor odnaleźć się na scenie kabaretowej.

Musi być Pan niezłym logistykiem, by połączyć ze sobą aktorstwo filmowe, teatralne, serialowe, kabaret, a do tego wydał Pan przecież książkę. Jak Pan na to wszystko znajduje czas?

Życie zawodowe aktora w ogóle nie jest stabilne, szczególnie zaś w obecnej sytuacji. W moim przypadku jeszcze niedawno było tak, że brałem po cztery propozycje naraz w obawie, że któraś z nich wypadnie, nie wypali. To rodziło nieuchronne klęski urodzaju, czyli próby pogodzenia teatru, filmu, kabaretu i życia rodzinnego. Pojawiało się przemęczenie, skumulowany stres, a w konsekwencji problemy ze zdrowiem. Teraz staram się już tego nie robić i idzie mi to całkiem nieźle. Dbam o swój dobrostan i dokonuję takich wyborów, aby nie brać sobie za dużo na głowę. Moje decyzje dyktuje już teraz troska o siebie, a nie lęk o przetrwanie.

(…)

Więcej w czasopiśmie „Świat Elit” nr 1/2022

Rozmawiała Sylwia Kowalska
Fot. Renata Świątecka, archiwum własne Michała Czerneckiego

Magazyn „Świat Elit” w wersji elektronicznej (PDF) kupisz TUTAJ