Już w styczniu na scenie Basenu Artystycznego Warszawskiej Opery Kameralnej odbędzie się premiera Marii de Buenos Aires. Tango operita Astora Piazzolli jest niezwykle rzadko wystawiana jest w Polsce, dlatego warto skorzystać z tej wyjątkowej okazji i wybrać się do Warszawskiej Opery Kameralnej, by na żywo usłyszeć genialną muzykę słynnego Argentyńczyka. O inscenizacji Marii de Buenos Aires przygotowywanej przez WOK rozmawialiśmy z reżyserem spektaklu Michałem Znanieckim.

 

Jak zareagował Pan na propozycję dyrekcji Warszawskiej Opery Kameralnej, by na scenie Basenu Artystycznego wystawić Marię de Buenos Aires Astora Piazzolli?

Szukaliśmy projektu, który byłby skrojony na potrzeby sceny Basenu Artystycznego i wykorzystał wszystkie atuty tej przestrzeni. Bo to właśnie przestrzeń, jaką jest Basen Artystyczny, była w tym projekcie punktem wyjścia. To od niej wszystko się zaczęło. Basen Artystyczny jest przestrzenią nowoczesną, trochę alternatywną, gdzie nie do końca będą sprawdzały się pozycje z repertuary klasycznego, dlatego szukaliśmy pozycji, która by tym wymaganiom odpowiadała. Idealnym wyborem była więc Maria de Buenos Aires, operita Astora Piazzolli. Basen Artystyczny stwarza widzom nowy sposób odbierania sztuki. Akcja dzieje się przed nimi, za nimi, uczestniczą w niej. Co więcej – wiem już, że Marię de Buenos Aires będziemy pokazywać na różnych festiwalach, w różnych teatrach i przestrzeniach, ale gorąco polecam wszystkim zobaczyć ten spektakl właśnie w Basenie Artystycznym.

 

O czym opowiada Maria de Buenos Aires wystawiana przez Warszawską Operę Kameralną? Czy jest to wersja wierna oryginałowi? Czy widzów coś zaskoczy?

W strefie muzycznej nie ma żadnych cięć. Na pewno, to co usłyszą widzowie w wykonaniu orkiestry i zespołu Tango Attack zachwyci najbardziej wymagających fanów Piazzolli. Zaprezentujemy tango pełne niuansów, smaczków, ale nie pod publiczkę, nie popisowe, tylko głębokie, pełne kunsztu, zapewniające ciągłość akcji. Fragmenty Marii de Buenos Aires są bardzo popularne wśród melomanów, ale z mniejszą instrumentacją, czyli z około 6-8 instrumentami. W wersji muzycznej, którą proponujemy w Warszawskiej Operze Kameralnej mamy 14 instrumentów, co dodaje tej genialnej partyturze pełności. Oryginalne libretto jest dość skomplikowane, ale i w tej sferze jesteśmy dość wierni oryginałowi. Historia Marii pokazana jest w sposób nierealistyczny. Spektakl zamknięty jest klamrą – zaczyna się i kończy pogrzebem Marii. W pierwszym akcie opowiadamy historię Marii i o tym jak doszło do jej śmierci, w drugim obserwujemy już jej ducha, który krąży po Buenos Aires – mieście przedstawionym w sposób surrealistyczny, gdzie podkreślone są jego paradoksy.

 

A kim właściwie jest tytułowa Maria?

Maria jest metaforą Buenos Aires. Duszą tego miasta, duszą tanga. Maria jest też synonimem typowej mieszkanki Buenos Aires. Kogoś, kto w wyniku emigracji do tego miasta się przeniósł – bo Buenos Aires jest miastem imigrantów. Nawet obecnie mieszkańcy Buenos Aires nie przedstawiają się jako Argentyńczycy. Z dumą mówią, że są potomkami Hiszpanów, Włochów, czy Polaków. Imigrantów, którzy zaczynali tam od zera. To, z jakiej warstwy społecznej pochodzi tytułowa Maria nie ma żadnego znaczenia, bo do Buenos Aires trafiali wszyscy – artyści, naukowcy, robotnicy. Dlatego Maria może być zarówno prostytutką, jak i profesorem akademickim. W Buenos Aires wszyscy na starcie mieli równe szanse – taki właśnie był pomysł na to miasto. Oczywiście jednym się udawało, innym nie – o tym też opowiada nasz spektakl. Ważne w tej historii jest jednak ten równy start, tolerancja, różnorodność kulturowa i religijna oraz to, że ci wszyscy ludzie potrafią żyć w tym magicznym mieście obok siebie, z wzajemnym szacunkiem i tolerancją. W Buenos Aires nie ma dzielnic włoskich, hiszpańskich, żydowskich czy polskich – co obserwujemy na przykład w Stanach Zjednoczonych. Nie ma też dzielnic biednych i bogatych – wszyscy żyją obok siebie. Na jednej ulicy stoją kościoły katolickie, synagogi i meczety. I to jest właśnie w tym mieście piękne.

 

Chyba nikt o tym nie wie lepiej niż Pan – od dwunastu lat mieszka Pan w Buenos Aires. Co zaprowadziło Pana do tego zakątka świata? Miłość do tanga?

Kompletny przypadek. Do wyjazdu do Argentyny zainspirowała mnie długa rozmowa z Placido Domingo, z którym ówcześnie pracowałem. Szukałem wtedy absolutu, swojego miejsca na ziemi. Mieszkałem wtedy we Włoszech, częściowo w Hiszpanii. To Placido Domingo zasugerował mi, bym wyjechał do Argentyny. I nie chodziło tu o wspaniałą naturę, architekturę, czy inne czynniki, które miały uczynić moje życie szczęśliwszym. Chodziło o ludzi. O to jak żyją, jak się komunikują, jaką tworzą społeczność. Miał rację. Spotykałem w Buenos Aires przypadkowych ludzi, którzy zapraszali mnie na milongi, na herbatę czy zwykłą pogawędkę. Ważną częścią ich życia jest oczywiście tango. Mieszkańcy Buenos Aires często spotykają się, by razem w ciszy potańczyć, wyrzucić z siebie emocje – te pozytywne i te negatywne. Fascynujące jest też to, że Argentyńczycy rozmawiają – nie monologują, tylko rozmawiają – tego brakuje mi u Europejczyków. Bardzo szybko poczułem się częścią tej społeczności. Mieszkańcy Buenos Aires, to najlepsza emigracja z lat 30-tych. Ludzie chodzą tam do teatru, uwielbiają dyskutować, nie posługują się stereotypami. To jest piękne.

 

W głównej roli zobaczymy Alicję Węgorzewską. Czy trudno było namówić dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej do skorzystania z tej propozycji?

To bardzo trudna i wymagająca rola. Tytułowa Maria praktycznie cały czas jest na scenie. Dlatego to ogromne wyzwanie, również kondycyjne. O niej się śpiewa, o niej się mówi, jest motorem napędzającym dwugodzinny spektakl: charyzma i wytrzymałość są niezbędne. Trzeba też poczuć w sobie tango – to wyzwanie dla każdej artystki – ale myślę, że Alicja to wszystko w sobie ma.

 

Rozmawiał: Piotr Czubowicz