Rozmowa z Dariuszem Rosatim, b. ministrem spraw zagranicznych, posłem Koalicji Obywatelskiej
Pod koniec marca Polskę odwiedził amerykański prezydent Joe Biden, który wygłosił na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie ważne przemówienie, mówiące także o naszym bezpieczeństwie. Jak je Pan ocenia?
To było przemówienie godne przywódcy wolnego świata. Biden potwierdził w nim nienaruszalne gwarancje bezpieczeństwa dla Polski, wynikające z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, i zobowiązanie USA do obrony naszego kraju przed agresorem ze Wschodu. To bardzo ważne deklaracje, szczególnie w kontekście wojny w Ukrainie.
Co daje nam przyjęta w marcu przez Sejm ustawa o obronie ojczyzny? Pytam w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Ustawa zmienia system mobilizacji na wypadek zagrożenia, wprowadza kolejną kategorię żołnierzy służby zasadniczej. Nie będzie poboru, ale będą zachęty, aby przyjmować do armii więcej żołnierzy. Nasze siły zbrojne mają liczyć docelowo 300 tysięcy wojskowych. Jest to możliwe, ale aby tak się stało, nie wystarczy sam zapis w ustawie.
Nowoczesna armia wymaga dużych nakładów finansowych. Ostanie wydarzenia na Ukrainie pokazały, że dla obrony kraju kluczowy jest skuteczny system obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Tymczasem posiadamy zaledwie dwie baterie Patriot, podczas gdy potrzeba ich co najmniej osiem. Mamy otrzymać myśliwce F-35 oraz czołgi Abrams. Pytanie – kiedy? Nie dysponujemy również nowoczesnymi śmigłowcami bojowymi, bo były minister obrony Antoni Macierewicz zerwał z Francuzami kontrakt na Caracale. Ustawa o obronie ojczyzny zakłada wzrost wydatków na obronność do 3 proc. PKB już w przyszłym roku. Wcześniej miało to być 2,5 proc. PKB do 2026 roku.
Czy jest zgoda opozycji na taki wzrost wydatków obronnych?
Zgadzamy się co do idei, ale w ustawie o obronie ojczyzny jest sporo deklaracji życzeniowych. To niepokojące. Uważam, że nie jest potrzebna odrębna ustawa, aby podnieść wydatki na armię. Polska może je zwiększać w ramach corocznego budżetu. Trzeba tylko wiedzieć, skąd wziąć na to pieniądze. Od samego zapisu ustawowego armia się nie wzmocni.
Na ile jesteśmy zagrożeni wydarzeniami za naszą wschodnią granicą?
Trudno o prognozy, gdy mamy nieprzewidywalnego sąsiada na Kremlu. Nikt nie przypuszczał, że Władimir Putin rozpocznie pełnowymiarową wojnę przeciwko Ukrainie. Z różnych kalkulacji wynikało, że taka wojna mu się po prostu nie opłaca. Sądziłem, że możliwa jest ograniczona operacja wojskowa na wschodzie Ukrainy. Nie przypuszczałem, że Putin będzie bombardował miasta i cele cywilne. Nikt chyba tego nie przewidywał. Myślę, że Putin liczył, iż Zachód ustąpi, a zajęci Chinami Amerykanie nie będą się angażować. Po wyborach w Niemczech zmienił się rząd – na bardziej prorosyjski, bo wygrali socjaldemokraci. Najwyraźniej Putin uznał, że także UE nie zajmie jednolitego stanowiska. Dziś już wie, że bardzo się przeliczył – jego niesprowokowany napad na Ukrainę spowodował nieoczekiwanie twardą reakcję USA i UE. Co więcej, Europa chce odejść od paliw kopalnych – do 2030 roku ich udział ma się zmniejszyć o połowę, więc Putin musi zdawać sobie sprawę, że powoli wyczerpuje się instrument jego nacisku w postaci dostaw gazu. Także wojna w Ukrainie nie przebiega zgodnie z rosyjskimi planami. Ukraińcy bohatersko się bronią i – jak mówił prezydent Biden w Warszawie – Rosja już poniosła strategiczną klęskę.
Wojna w Ukrainie zepchnęła z prasowych czołówek inne tematy, jak np. Nowy Ład czy pandemię.
…a także inflację czy awanturę z Komisją Europejską o unijne fundusze. Te problemy pozostają na agendzie i są nadal aktualne, ale teraz najważniejsze staje się wzmocnienie bezpieczeństwa Polski, pomoc dla Ukrainy, przygotowanie kraju na przyjęcie uchodźców, a także zmobilizowanie państw zachodnich do poparcia jak najdalej idących sankcji wobec Rosji. Ale o innych sprawach nie zapominamy i będziemy do nich wracać.
Nawiązując do Nowego Ładu, chciałam zapytać, czy to w porządku, że za ten program zapłacił dymisją minister finansów?
To podręcznikowy przykład kozła ofiarnego. Minister nie ponosił odpowiedzialności właściwie za nic, bo o wszystkim decydował premier Mateusz Morawiecki. Tadeusz Kościński był figurantem, nie angażował się w prace resortu, w Sejmie bywał rzadko, był niewidocznym ministrem. Dopiero w wywiadzie prasowym, którego udzielił po odejściu z resortu, przyznał, że niewiele mógł zrobić.
(…)
Więcej w czasopiśmie „Świat Elit” nr 2/2022
Rozmawiała Małgorzata Saliw
Fot. biuro poselskie D. Rosatiego