Z Piotrem Baronem, saksofonistą jazzowym, kompozytorem, pedagogiem, dyrektorem Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa,

rozmawiała Justyna Smoleń-Starowieyska

Spotykamy się w jednym z najgorętszych dni w roku z powodu świeżo wydanej Pana płyty „Wodecki Jazz”, również bardzo ciepłej w odbiorze. Na płycie znalazły się popularne przeboje Zbigniewa Wodeckiego, zaaranżowane na nowo przez Pana i zagrane w jazzowym składzie muzycznym. Skąd pomysł na tę płytę?

To jest pomysł sprzed ładnych kilku lat. Słuchałem muzyki Zbyszka w samochodzie i pomyślałem sobie, że dobrze byłoby to zagrać instrumentalnie, tak jak standardy. Zadzwoniłem do Zbyszka, który też wtedy jechał samochodem, i ochoczo na to przystał. Umówiliśmy się, że zagra na skrzypcach jako muzyk mojego zespołu. Niestety, najpierw było dużo ważniejszych spraw, potem nie było sponsora dla płyty, a jeszcze później nie miałem wydawcy, a wreszcie Zbyszek umarł. W związku z tym nagrałem tę płytę już bez niego.

 

Jednak jest tu wyczuwalna jego wrażliwość muzyczna. Na płycie zagrali znakomici jazzmani i zaproszeni goście, w tym Pana rodzina. Sporo nieoczywistych uczestników.

Trzonem tej płyty jest kwintet, czyli obok mnie Łukasz Żyta, Maciej Adamczak, Michał Tokaj i Robert Majewski. To są jedni z najlepszych jazzowych muzyków świata, spokojnie stają w jednej linii z nowojorskimi jazzmanami i bez żadnych kompleksów mogą grać swoje. Chciałem też kogoś, kto może zaśpiewać i zagrać na skrzypcach, żeby było słychać, że jest to muzyka wokalisty i skrzypka, bo Zbyszek był wykształconym skrzypkiem. Wokalistą był dla przyjemności, trębaczem dorywczo, a przede wszystkim był kompozytorem. Zaprosiłem więc Sebastiana Karpiel-Bułeckę, który wzbudza we mnie niemniejsze wzruszenie niż Zbyszek, natomiast operuje zupełnie innymi środkami, dzięki czemu tutaj nie ma ani przez moment podejrzenia, że ktoś kogoś udaje. Zaprosiłem także Tomasza Lacha, czyli „Tomsona”, bo chciałem, żeby ktoś rapował na tej płycie, a Tomek robi to bardzo muzycznie. Nie jest to taki hip-hop spod bloku. Tomek nie jest blokersem – z całym szacunkiem dla blokersów, ja bardzo lubię i podziwiam tę subkulturę. Przy tej płycie zależało mi na tym, żeby to był rap o wyższym poziomie śpiewności. Zaprosiłem Pawła Królikowskiego, bo chciałem, by pojawiło się słowo mówione, a on jest jednym z moich ulubionych aktorów. Zresztą Paweł jest unsung hero, człowiek kompletnie niedoceniony, wielki aktor dramatyczny i niestety niewykorzystany. Zaprosiłem również Gabriela Niedzielę, by w Pannach mojego dziadka było ostre, rockowe solo gitary. Gabriel jest gitarzystą jazzowym, więc to rockowe solo zagrał zupełnie inaczej niż rockmani. Gitara rockowa i cała elektrownia – mówię o produkcji muzycznej, o przetwarzaniu dźwięku – pojawia się w tym samym utworze, w którym „Tomson” rapuje, a tego hałasu narobili moi dwaj synkowie, czyli Aluś i Adaś. W dwóch utworach poprosiłem o udział moją córkę Marysię.

 

To chyba debiut?

Tak, debiut. Marysia za parę dni kończy 16 lat. A ja potrzebowałem dziewczęcego głosu, nie kobiecego, żeby to troszkę rozjaśnić. Ważną osobą tutaj jest też Tadeusz Mieczkowski, reżyser dźwięku, który jest mistrzem nieprawdopodobnym i miał wpływ na powstawanie tej płyty, włącznie z tym, że niektóre nuty zagraliśmy inaczej po jego uwagach. Były inne niż te, które sobie zamyśliłem, włącznie z tym, że pozmieniały się formy utworów dzięki jego światłym radom i on jest niewątpliwie współproducentem muzycznym tej płyty zaraz obok mnie.

 

Z wielkim szacunkiem mówi Pan o osobach, z którymi Pan tę płytę nagrał. W muzyce wybrzmiewa też szacunek do kompozycji Zbigniewa Wodeckiego. Czy utwory, które Pan na tę płytę wybrał, to te, których kompozycje Pan ceni ze szczególnych względów?

Tak samo utwory, jak ludzie na tej płycie, to wszystko są zjawiska oparte o serce. To są utwory, które najbardziej lubię, i ludzie, których kocham. Szacunek wynika tutaj z uczucia. To nie jest płyta wyrachowana i policzona. Jest oparta wyłącznie o moje wzruszenia.

 

Lew Tołstoj twierdził, że muzyka jest stenografią uczuć. Czy zgodziłby się Pan z tym?

Darius Milhaud kiedyś powiedział, że muzyka zaczyna się tam, gdzie kończą się słowa. Obydwa te cytaty świadczą o tym, że muzyka apeluje wyłącznie do uczuć i skojarzeń, nie jest semantyczna, nie naśladuje rzeczywistości. Muzyka jest fenomenalna i konia z rzędem temu, kto udowodni, wytłumaczy i policzy, dlaczego tercja wielka jest wesoła, a tercja mała smutna. Dlaczego muzyka powoduje, że dziewczyny nagle zaczynają mieć mokre oczy? Nie znam wytłumaczenia. To są przecież tylko drgania, to jest akustyka, to jest fizyka, a w trakcie wykonywania jej czy też wymyślania jest matematyka. Muzyka jest dziedziną pitagorejską. Interwały, harmonie itd. – to wszystko jest uzasadnione matematycznie. Proszę więc wybaczyć, ale na to pytanie nie odpowiem w sposób definitywny, ponieważ nie znam takiej definicji.

Więcej w wydaniu drukowanym czasopisma Świat Elit 2/2019 (138)

FOTO projekt graficzny: Andrzej Brzezicki

FOTO Piotra Barona: Magdalena Adamczewska