Rozmowa Szymonem Brockim, właścicielem firmy C-Borg FOOD o fenomenie samopodgrzewających się puszek z gotowymi daniami, które mogą służyć chociażby podczas akcji humanitarnych czy w czasie klęsk żywiołowych.

Jak narodził się pomysł na powstanie firmy C-Borg FOOD, specjalizującej się w produkcji samopodgrzewających się puszek z gotowymi daniami?

Trzeba zacząć od tego, że interesuje mnie generalnie wszystko, co jest związane z prepersami. Prepers to osoba samowystarczalna, przygotowana na niespodziewane sytuacje, które mogą nas spotkać każdego dnia. W 2013 r. ściągnąłem z Ameryki do Polski podobne produkty, jakie oferuje obecnie nasza firma. Okazało się jednak, że te posiłki nie spełniły moich oczekiwań. Forma podgrzewania była fajna, ale to, co było w środku w puszce, było niesmaczne. Postanowiłem więc taki produkt ulepszyć. Bo posiłki, które same się podgrzewają, są znane od lat 70. Toteż wiedzieliśmy, że będą na nie rynki zbytu. Chcieliśmy zrobić coś, co będzie lepsze. Zrobiliśmy próby i okazało się, że jesteśmy w stanie to uczynić. W 2015 r. powstała idea, by założyć firmę C-Borg FOOD i ruszyć ze sprzedażą produktów na cały świat.

A jak udało się zmienić niedobre danie w coś, co jest po prostu smaczne? Jaka jest tajemnica receptury?

Receptury wybraliśmy z 1920 r. Zrobiliśmy wołowinę, wieprzowinę i kurczaka. Oczywiście z ryżem lub kaszą. Naszą metodą była pasteryzacja, czyli podgrzewanie produktu w wysokiej temperaturze. Dzięki temu potrawa smakuje tak jak dania, które kiedyś robiły nasze babcie. Udało nam się zmienić myślenie o gotowych produktach. Już nie jest to zwykłe jedzenie z puszki, jest to po prostu coś dobrego.

Na czym polega fenomen samopodgrzewającej się puszki z gotowym daniem?

Postawiliśmy przede wszystkim na prostotę, żeby każdy człowiek, bez względu na to, w jakim jest kraju, jakie zna języki, mógł sobie samodzielnie ten posiłek przygotować bez prądu, wody i gazu. Dlatego zamieściliśmy na nim instrukcję obrazkową. Nasz produkt przez to, że jest robiony w wysokiej temperaturze, nie ma szczególnych warunków przechowywania. Z automatu jest bowiem zakonserwowany. Jego przydatność do spożycia to obecnie 24 miesiące, ale pracujemy nad tym, by mogło to być 36 miesięcy.

A jak technicznie wygląda proces samopodgrzewania?

Może zabrzmi to skomplikowanie, ale w istocie jest dość proste. W środku mamy puszkę wewnętrzną, w której jest posiłek. On nie ma w ogóle kontaktu z chemią. Na zewnątrz natomiast jest druga puszka, a pomiędzy ich ścianami znajduje się odpowiedni związek chemiczny i saszetka z płynem. U góry jest specjalny pierścień z zaznaczonymi miejscami, które wystarczy przebić, aby nastąpiła reakcja, i w ciągu 8–11 minut mamy gotowy posiłek, który ma od 60 do 70℃ ciepła. Cały system podgrzewania jest zupełnie bezpieczny, ponieważ efektem ubocznym jest jedynie wydostająca się przez przebite otwory para wodna, czego nie ma w innych zagranicznych posiłkach. Dlatego możemy je przygrzewać np. w wozie bojowym, czyli w miejscu, gdzie są czujniki przeciwpożarowe. Mogę spokojnie dodać, że kosmiczną reakcję zamknęliśmy w puszce i każdy może ją mieć na wyciągnięcie ręki, aby w prosty i bezpieczny sposób przygotować smaczny posiłek.

Pracujecie też nad produktami, które mogą być przeznaczone dla osób niewidomych lub słabo widzących. Skąd ten pomysł?

Chcemy, by cała instrukcja była napisana alfabetem Braille’a. Bo produkt może trafić w miejsce akcji humanitarnej czy klęski żywiołowej, gdzie są także ludzie niewidomi. Musimy pamiętać, że oni też mogą taki produkt dostać. Dlatego ważne jest, by był prosty w obsłudze, by nawet niewidomi mogli sobie poradzić z jego przygotowaniem.

(…)

Więcej w wydaniu drukowanym czasopisma Świat Elit 2/2019 (138)

rozmawiał Marcin Koziestański

Magazyn „Świat Elit” od nr 1/2022 dostępny jest także w wersji PDF