O inwestycjach, o tym, co udało się zrobić i z czego jest dumny, mówi Jacek Majchrowski, prezydent miasta Krakowa

W programie wyborczym z 2002 roku deklarował Pan: Jestem w pełni zdecydowany wykorzystać szanse dla budowy dobrobytu Krakowa i jego mieszkańców. Udało się?

Tak. W Krakowie są najwyższe zarobki w Polsce, najniższe bezrobocie. Miasto się powiększyło w tym czasie o 50 tys. mieszkańców – to tak, jakby przyłączyć Skawinę i Wieliczkę. To są elementy, które świadczą o tym, że się udało.

Z czego jest Pan najbardziej dumny?

Z tego, jak teraz wygląda Kraków.

A jakie są obszary, w których poniósł Pan porażkę?

Za porażkę uznaję kwestie związane ze sportem: brak organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich, brak meczów Euro 2012 i budowę dwóch zamiast jednego stadionu piłkarskiego dla Cracovii i Wisły.

Ludzie, którzy od lat Pana otaczają, często patrzą na Pana przez pryzmat pańskiego stanowiska. Czego przez te lata nauczył się Pan o ludziach?

W pracy zwykle staram się otaczać fachowcami, nigdy kumplami. Nie powierzam odpowiedzialnego stanowiska komuś, kto jest z nadania politycznego. Wyjątek zdarzył się raz. Na początku pierwszej kadencji miałem zastępcę, który był po linii politycznej. Wtedy bardzo duże wpływy miała Liga Polskich Rodzin. Ja byłem „świeży” i uległem naciskom. Jednak ten człowiek sam po roku pracy zrezygnował. Od tamtej pory dobierałem ludzi, którzy są fachowcami, bez względu na to, czy ich lubię, czy nie. Gdy tylko była możliwość, starałem się, by ludzie pięli się po kolejnych szczeblach w urzędzie, bo nie ma nic ważniejszego niż wiedza historyczna urzędników. To bardzo cenne, by wiedzieli, dlaczego taka a nie inna decyzja została podjęta kilka lat temu i z czego ona wynikała.

Porozmawiajmy o miejskim budżecie. Miasto rozwija się, ale też jest zadłużone. Kraków jest w trudnej sytuacji finansowej?

Absolutnie nie. A utwierdza nas w tym najwyższa możliwa dla polskiego miasta ocena ratingowa. To oznacza, że banki nam ufają. A czy kredyty są potrzebne? To tak jak w domowym budżecie: jeżeli potrzebujemy mieszkania, to bierzemy kredyt i je kupujemy, bo oszczędzanie przyniosłoby efekty za kilkadziesiąt lat. Z miastem jest tak samo. Spłaca kredyty, ale dzięki temu mamy szkoły, przedszkola, żłobki i drogi od razu, a nie za dziesiątki lat.

Kulturalna perełka miasta, którą się Pan tak szczyci, czyli Centrum Kongresowe ICE, za lata 2014–2022 wygenerowało ok. 50 mln zł strat. Nie boli to Pana?

Nie, bo Centrum Kongresowe nie powstało po to, by przynosić zyski, tylko po to, by do Krakowa przyciągnąć międzynarodowe kongresy. Powstało też dlatego, by mieszkańcy mieli dostęp do wydarzeń kulturalnych, które wcześniej się w Krakowie nie odbywały, bo nie było odpowiedniego miejsca. Centrum zarabia ok. miliona złotych miesięcznie. Drugi milion trzeba dołożyć, by je utrzymać. Od początku wiedziałem, że do ICE trzeba będzie dopłacać, mimo że kalendarz wydarzeń jest wypełniony na kilka lat do przodu. Korzyści są jednak gdzie indziej. Ludzie do Krakowa przyjeżdżają, mieszkają w hotelach, stołują się w restauracjach, korzystają z usług krakowskich przedsiębiorców, którzy płacą tu podatki. ICE napędza biznes i turystykę.

Czym Kraków chce przyciągnąć młodych artystów? Przecież nie można cały czas żyć Miłoszem czy Szymborską.

Kraków przyciąga tym, że jest Krakowem. Wiele osób chce tutaj żyć, mieszkać. Mają tu łatwy dostęp do edukacji i kultury. Tworzymy nowe miejskie przestrzenie, gdzie regularnie wykorzystujemy artystyczny potencjał Krakowa.

Kraków się rozbudował, rozwinął w wielu dziedzinach. Ale przecież pod wodzą innego prezydenta też nie stałby w miejscu. Co zrobił Pan, czego nie zrobiłby inny prezydent?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Zakładam, że każdy na moim miejscu podejmowałby decyzje, które by uważał za najlepsze dla miasta i jego mieszkańców. Niekoniecznie takie same jak ja. Duże miasto to jednak nie jest samograj, którego nie można zepsuć. Proszę spojrzeć na inne miasta. Rządzą w nich prezydenci, których lubię i cenię, ale jednak one się wyludniają. Albo mają prezydentów, którzy zajmują się głównie polityką, a nie zarządzaniem miastem.

Co jest najlepszego w byciu prezydentem Krakowa?

Że można coś realnie zrobić. Na przykład wykładając na uczelni, można coś powiedzieć, wytłumaczyć, ale niewiele z tego wynika. Natomiast będąc prezydentem, można wymyślić budowę takiej Areny Kraków i ona za jakiś czas faktycznie powstaje. Odbywają się w niej koncerty, przychodzą ludzie…

Jaką ma Pan najważniejszą radę dla przyszłego prezydenta Krakowa?

Żeby myślał. Żeby nie podejmował pochopnych decyzji. Niektórzy zarzucają mi, że czasem nie podejmuję decyzji od ręki. Uważam, że zawsze najpierw trzeba wszystko przemyśleć, przeanalizować, zapytać ekspertów, a dopiero później zdecydować. I życzę krakowianom, by przyszły prezydent też tak robił. ■

Magazyn „Świat Elit” w wersji elektronicznej (PDF) kupisz TUTAJ