Rozmowa z Pawłem Suskim, posłem Koalicji Obywatelskiej, wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Obrony Narodowej

Jak odnalazł się Pan w Sejmie po czterech latach nieobecności przy ulicy Wiejskiej?

Jak to mówią, czasy się zmieniają, ale ludzie nie. W poprzednich latach spędziłem w Sejmie trzy kadencje, więc to był powrót w znajome rewiry. Zmieniły się tylko czytniki do głosowania na sali plenarnej.

A w atmosferze?

Pojawił się uśmiech, nadzieja, otwartość, pozytywny przekaz i chęć do twórczej pracy. Przez ostatnią dekadę wyraźnie zaznaczył się kryzys autorytetów. Obecnie wśród posłów i ministrów są osoby, którym się ufa i które mają autorytet.

Ostatnie cztery lata spędził Pan w Polsce lokalnej, czyli w Wałczu, jako dyrektor Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego SP ZOZ ,,Leśna Ustroń”. Miał Pan zapewne możliwość zaobserwowania, także na własnej skórze, jaka była polityka PiS-u wobec samorządowców.

Zdobyłem czteroletnie doświadczenie w zarządzaniu ośrodkiem ochrony zdrowia – jest to szpital, zakład opiekuńczo-leczniczy, zapewniający pacjentom opiekę długoterminową. To ważny element w życiu rozwiniętych społeczeństw, które się starzeją, a grupa seniorów powiększa się w postępie geometrycznym. To ludzie zasłużeni, którym państwo jest winne poszanowanie. Tymczasem mam wrażenie, że państwo odstawia seniorów na boczny tor. Nie wolno nam tego zrobić. Obecny rząd dostrzegł problem, tworząc urząd ministra ds. polityki senioralnej, który zajmie się tą grupą ludzi. Potrzebne są tutaj rozwiązania systemowe oraz więcej lekarzy specjalistów – geriatrów i gerontologów. Bagaż doświadczeń, jakie zdobyłem w ostatnich czterech latach, zamierzam wykorzystać na rzecz polityki senioralnej podczas obecnej kadencji Sejmu.

Natomiast co do polityki poprzedniego rządu wobec samorządowców niepochodzących z PiS-u, to mogę opowiedzieć o naszych problemach z uzyskaniem od Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska dofinansowania na termomodernizację szpitala. Pięć lat temu złożyliśmy stosowny wniosek. Po każdej wichurze musieliśmy łatać przeciekający dach. Jednak Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska nie przychylił się do wniosku, ważniejsze były obiekty sakralne. Pozytywną ocenę otrzymaliśmy dopiero po wyborach.

Pod koniec maja minister ON Władysław Kosiniak-Kamysz wygłosił w Sejmie przemówienie dotyczące bezpieczeństwa naszego kraju. Mówił m.in. o najważniejszych zagrożeniach dla Polski od czasów II wojny światowej. Mamy się bać?

Władysław Kosiniak-Kamysz nie mówił o zagrożeniach po to, abyśmy się bali. Zgadzam się ze słowami ministra, bo pamiętam czasy zimnej wojny lat 80., wyścigu zbrojeń i prężenia muskułów przez obie strony. Uważam jednak, że od konfliktu w Zatoce Świń w 1961 roku, gdy doszło do nieudanej inwazji kubańskich emigrantów, wspieranych przez amerykańskich najemników i lotnictwo, na Kubę, zagrożenie wybuchem konfliktu było głównie w fazie negocjacyjnej. Od czasów II wojny światowej nie mieliśmy sytuacji, gdy jeden człowiek mógł zdecydować o wypowiedzeniu wojny, tak jak było to z Hitlerem, teraz jest to Putin. Dlatego musimy realnie mówić o zagrożeniu.

Wygrywając ponownie wybory, wrócił Pan w Sejmie do Komisji Obrony Narodowej. Wydajemy 4% naszego PKB na obronność, najwięcej spośród państw NATO, ale czy Polska jest bezpieczna?

Ani sam wskaźnik, ani zakupy nie gwarantują nam bezpieczeństwa, bowiem najważniejszy jest odpowiedni system obronny. Pieniądze muszą być wydawane celowo, a nie jak w ostatnich latach – chaotycznie. Staramy się do tego doprowadzić, stosując równocześnie zasadę następstwa prawnego, czyli kontynuacji. Na pewne zadania wydano już pieniądze, należy je kontynuować i w miarę możliwości poprawiać. Jest jednak także wiele spraw, które wymagają ponownej analizy.

(…)

Więcej w czasopiśmie „Świat Elit” nr 3/2024

Rozmawiała Małgorzata Saliw

Magazyn „Świat Elit” w wersji elektronicznej (PDF) kupisz TUTAJ