Piotr Cugowski to właściciel najbardziej charyzmatycznego głosu w Polsce. Syn słynnego Krzysztofa Cugowskiego. Razem z bratem Wojciechem Cugowskim założył zespół Bracia. Teraz, po wielu latach wspólnego grania, artysta realizuje solową karierę, którą rozpoczął płytą „40”. Pierwszy singiel „Kto nie kochał” szybko stał się hitem. Od stycznia 2022 roku debiutuje jako juror „The Voice Senior”, nadawanego w TVP2.
Jesteś nowym jurorem trzeciej edycji talent show „The Voice Senior”. Jak to jest znaleźć się wśród tak zaszczytnego jury: Alicji Majewskiej, Maryli Rodowicz i Witolda Paszta, i być juniorem wśród seniorów?
(śmiech) Tak to właśnie nazwałem podczas jednego z dni zdjęciowych. Kiedy zasiadałem w jury w „The Voice of Poland”, byłem seniorem wśród juniorów, a teraz stało się odwrotnie. Jest to więc moja inna rola i też inny program, bowiem, choć nazywa się podobnie, chodzi w nim zupełnie o coś innego. Do „The
Voice Senior” zgłaszają się ludzie dojrzalsi wiekowo, po 60. roku życia, lecz często są o wiele młodsi duchem niż młodzież.
Zauważyłeś różnicę w sposobie oceniania tych osób?
Ich się nie ocenia. W zasadzie ten program jest opowieścią o życiu każdego z tych uczestników. Śpiewanie oczywiście jest najważniejsze, ale ci ludzie kompletnie inaczej do tego podchodzą. Udział w programie traktują jak przygodę życia. Dla mnie również jest to przygoda, bo jestem ciekawy, co przeżyli, co ich skłoniło do wzięcia udziału w talent show. Często zgłaszają się za namową swoich dzieci lub wnuków. W niektórych przypadkach aż dziwi, że nigdy wcześniej nie było słychać o danym uczestniku, bo nierzadko są to naprawdę bardzo dobre głosy i wspaniali ludzie.
Z którymi z jurorów najlepiej Ci się współpracuje, macie podobne opinie na temat uczestników, a z którymi wdajesz się w dyskusje spowodowane odmiennym zdaniem na temat talentów?
Tak naprawdę nie jesteśmy jurorami, a trenerami. Nie oceniamy, ale chcemy, by dany uczestnik trafił właśnie do nas i do tego go namawiamy. Są warsztaty, gdzie trenujemy i wspólnie przygotowujemy piosenki. Natomiast każdy z nas, trenerów, jest tak naprawdę troszkę inny. Maryla, która jestem niekwestionowaną królową polskiej piosenki od wielu lat. Ala Majewska, z którą znałem się wcześniej, kobieta obdarzona nieprawdopodobną energią, uwielbiam z nią przebywać i rozmawiać. I Witek, który też jest ze wschodu Polski – ja z Lublina, on z Zamościa, więc jest bliski mojemu sercu jako lokalny patriota. Myślę, że wszyscy doskonale się dogadujemy.
Obecność w tym programie to dla mnie na pewno nowe przeżycie. Tu trochę o co innego chodzi niż w „The Voice of Poland”, bo przede wszystkim o rozmowę z tymi ludźmi. Staramy się jako trenerzy wydobyć od uczestników jak najwięcej, poznać ich historie.
Tematy rozmów są mi niekiedy odległe, jak na przykład trasy koncertowe w latach 70., bo urodziłem się w 1979 roku i nie mogę tego pamiętać, ale nie ma między nami aż takich różnic, żebyśmy nie potrafili się porozumieć. Często słucham ich anegdot, sam mam też mnóstwo swoich. Myślę, że mimo różnicy wieku udało nam się stworzyć ciekawy team.
Cofnijmy się teraz do 2003 roku, do Eurowizji. Z zespołem Bracia wziąłeś udział w konkursie. Piosenka Missing Every Moment, z którą wystąpiliście, do dziś robi duże wrażenie. Nie żałujesz dziś tej decyzji? Na temat Eurowizji w muzycznym świecie zdania są podzielone…
Dla nas było wtedy ważne, by promować swoją twórczość. Missing Every Moment skomponowaliśmy rok wcześniej. A to w ogóle były szalone czasy dla nas, bo w zespole trwały zmiany personalne. Wspominam ten czas fantastycznie. Koncerty, nieprzespane noce… Czas, kiedy miałem dwadzieścia kilka lat. Absolutnie nie żałuję tej decyzji. Ale z tego co pamiętam, nie mieliśmy złudzeń, że się dostaniemy. Festiwal Eurowizji rządzi się innymi prawami. Przecież kilka lat później konkurs wygrał fiński zespół Lordi – quasimetalowy, który czerpał garściami image z legendarnego zespołu Kiss.
Twój solowy album „40” został wydany dzień przed Twoimi 40. urodzinami. Poczułeś, że to jakiś przełom w Twoim życiu? Magiczna cyfra, która wiele zmienia?
Faktycznie, coś w tym jest. To pewnego rodzaju presja okrągłej liczby. Był przecież nawet o tym słynny serial „Czterdziestolatek”. Jest to na pewno czas, kiedy można spojrzeć wstecz, ale ma się jeszcze wiele energii i nadziei na przyszłość. Jest to taki czas, kiedy można zrobić rzeczy, których niegdyś się zaniechało. Czas pasji i zainteresowań. A każdy dzień biegnie nieubłagalnie szybko. Album „40” był dla mnie bardzo ważny i osobisty. Był dla mnie nowym otwarciem po zawieszeniu działalności zespołu Bracia. Każdy z nas robi teraz coś innego, na własny rachunek. Był to swojego rodzaju sprawdzian i chwała Bogu nic strasznego się nie stało. Album jest na rynku. Niestety, trafiłem na nieszczęsny czas pandemii i nie mogłem zwieńczyć tej płyty trasą koncertową z prawdziwego zdarzenia. Koncerty, które gramy, są rozłożone w czasie, nie wszystkie mogły się odbyć. Na szczęście te, które się odbywają, cieszą się
dużym zainteresowaniem ludzi, za co serdecznie dziękuję mojej publiczności. Cieszy mnie to, że ludzie są ciekawi mojej muzyki i przychodzą na koncerty. To mój czas zmian, przemian i nowych horyzontów.
(…)
Więcej w czasopiśmie „Świat Elit” 1/2022
Rozmawiała Sylwia Kowalska
Fot. Michał Pańszczyk
Magazyn „Świat Elit” w wersji elektronicznej (PDF) kupisz TUTAJ